ZOMO pałuje rannych górników. Wstrząsająca relacja przywódcy strajku w „Wujku”

ZOMO pałuje rannych górników. Wstrząsająca relacja przywódcy strajku w „Wujku”

Dodano: 
Pacyfikacja kopalni "Wujek" na wystawie PWPW
Pacyfikacja kopalni "Wujek" na wystawie PWPW Źródło: DoRzeczy.pl
- Gdy zniknęła chmura dymów, zauważyłem leżącego górnika. Chciałem do niego podbiec i ściągnąć go za narożnik kotłowni. W tym momencie zostałem ranny - wspomina Stanisław Płatek.

– Nie czuję się bohaterem, to słowo mnie przytłacza, choć ciągle gdzieś je słyszę – mówił Stanisław Płatek podczas wrześniowej uroczystości nadania mu tytułu „Honorowego obywatela Katowic”. – Stanąłem po stronie wolności i była to moja indywidualna decyzja. Potem chciałem spłacić dług wobec tych, którzy dla tej wolności zginęli. Mnie się udało przeżyć.

Stanisław Płatek był przywódcą strajku w kopalni „Wujek” w pierwszych dniach stanu wojennego.

- W poniedziałek, kiedy przyszedłem do pracy na ranną zmianę, w kopalni trwała akcja zwoływania ludzi na masówkę w łaźni łańcuszkowej. Przebrałem się w ubranie robocze, pobrałem odpowiedni sprzęt potrzebny do zjazdu i poszedłem do łaźni. Opowiedziałem załodze o aresztowaniu Jana Ludwiczaka, przewodniczącego naszej zakładowej „Solidarności”. Następnie poddałem pod głosowanie, czy załoga w związku z tym opowiada się za protestem z żądaniem uwolnienia przewodniczącego, czy idziemy normalnie do pracy i zjeżdżamy na dół – wspomina Stanisław Płatek. – Żądaliśmy rozmów z przedstawicielami komisarza wojskowego, który urzędował przy wojewodzie. Polecono nam czekać, aż przyjadą pełnomocnicy komisarza. W ten sposób zostałem wybrany jako delegat na rozmowy i od tego czasu zaczęła się moja historia z komitetem strajkowym.

Do zadań komitetu strajkowego należało np. wyznaczenie rejonów w łaźniach do odpoczynku dla poszczególnych oddziałów dołowych czy wyznaczanie wart składających się z górników, którzy pilnowali kopalni.

– W poniedziałek dotarły do nas wiadomości, że są pacyfikowane kopalnie m.in. „Wieczorek”, i doszło do pałowania górników. Uważaliśmy, że jeżeli na teren kopalni wejdzie wojsko, to nie będziemy stawiać oporu, a jeżeli wkroczy ZOMO, to go stawiamy. Mieliśmy do obrony styliska, węże hydrauliczne, pręty – mówi Stanisław Płatek. – Komitet strajkowy podjął też decyzję, żeby zabarykadować bramy.

Stanisław Płatek podczas uroczystości poświęcenia sztandaru KZ NSZZ „Solidarność” KWK „Wujek”, 27 września 1981 r. Fot: Archiwum ŚCWiS

Już od niedzieli - 13 grudnia górnikom towarzyszył kapłan. Ksiądz Henryk Bolczyk odprawił w górniczej łaźni łańcuszkowej msze święte w niedzielę i poniedziałek, we wtorek nie było już takiej możliwości, obawiano się ataku na kopalnię. Tego dnia górnicy odmówili z kapłanem różaniec, a następnie ksiądz Bolczyk udzielił strajkującym absolucji zbiorowej.

15 grudnia na naradzie w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, której przewodniczył komendant wojewódzki MO Jerzy Gruba, podjęto decyzję o „odblokowaniu” kopalni „Wujek” w następnym dniu.

- W środę już od wczesnych godzin rannych „prezentowano” nam poszczególne jednostki. Zaczęły kursować autobusy z mundurowymi. Wtedy widzieliśmy, że są to przeważnie ormowcy. „Suki” milicyjne jeździły już od godziny 6.00. Około godziny 8.00 pojawiły się jednostki pancerne. Godzinę później przyszli do nas przedstawiciele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego z dyrektorem kopalni. Z mundurowych pamiętam tylko pułkownika Piotra Gębkę. Pułkownik mówił m.in., że obecnie jesteśmy jedynym zakładem w Polsce, który strajkuje. W związku z tym nasza akcja protestacyjna jest bezcelowa. Załoga w tym momencie odśpiewała hymn narodowy, a następnie „Boże coś Polskę”. Pułkownik praktycznie nie został już dopuszczony do głosu. Wychodząc powiedział, że jeżeli się nie rozejdziemy, to usuną nas siłą. To był jedyny moment, kiedy usłyszałem ostrzeżenie – podkreśla Stanisław Płatek.

Górnicy usłyszeli, że mają czas do godziny 11.00. Jeśli nie zakończą strajku, kopalnia „Wujek” zostanie „odblokowana” siłą.

Akcja rozpoczęła się od „oczyszczenia przedpola”, które polegało na brutalnym odepchnięciu ludzi przed nią zgromadzonych, przy pomocy armatek wodnych, pałek i gazów łzawiących. W akcji „odblokowania” wzięło udział 1471 funkcjonariuszy milicji oraz 720 żołnierzy. Wojsko dysponowało 22 czołgami i 44 bojowymi wozami piechoty.

Była godzina 10.53, a więc siedem minut przed czasem, w którym miało upłynąć ultimatum, kiedy wojsko i milicja przystąpiły do ataku. Od strony bramy kolejowej czołg przełamał ogrodzenie, a za nim wjechały wozy bojowe i weszli milicjanci. W stronę górników stojących za barykadą wystrzelono gazy łzawiące. W stronę zomowców poleciały śruby i kamienie rzucane przez górników zza barykady oraz z dachu pobliskiej kuźni. Gdy strajkujący ruszyli w kierunku funkcjonariuszy, ci zaczęli w panice się wycofywać. Górnicy zatrzymali tam trzech milicjantów.

Wkrótce w dwóch innych miejscach czołgi otwarły drogę zomowcom na teren „Wujka”.

- Widziałem, jak czołg wjeżdża z bramą magazynu, wypycha ją i wjeżdża na teren kopalni. Za tym wozem bojowym piechoty postępował oddział ZOMO. W pierwszym momencie oddziały weszły tylko przez ten magazyn. Oni później się rozeszli, na dwie grupy się podzielili. Jedna grupa szła wzdłuż magazynu głównego, w kierunku bramy głównej, a druga część skierowała się w kierunku szybu „Krakus” – opowiada Stanisław Płatek.