Widział dalej, rozumiał więcej

Widział dalej, rozumiał więcej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sławomir Cenckiewicz , Adam Chmielecki 

Lech Kaczyński od pierwszych dni swojej prezydentury podkreślał, że strategicznym celem Polski jest dalsze rozszerzenie sojuszu północnoatlantyckiego w celu zwiększenia strefy bezpieczeństwa i stabilizacji

W tym kontekście wymieniał państwa bałkańskie (Albanię, Macedonię, Chorwację i – jak mówił – w „dalszej perspektywie” Serbię, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę), ale przede wszystkim Ukrainę i Gruzję. Polski prezydent promował zachodnie aspiracje tych państw (zdecydowane w przypadku Gruzji, słabsze w przypadku Ukrainy) na kolejnych szczytach NATO w Rydze (listopad 2006 r.) i Bukareszcie (kwiecień 2008 r.). Po szczycie w stolicy Łotwy Kaczyński był umiarkowanym optymistą. Nie wprost, ale wyraźnie wygłoszono tam opinie, że możliwy termin podjęcia decyzji o rozszerzeniu sojuszu to rok 2008.

Prezydent wiązał duże nadzieje z kolejnym szczytem NATO w Bukareszcie w dniach 2–4 kwietnia 2008 r. Jednak i tam, mimo poparcia m.in. Polski oraz Stanów Zjednoczonych (przeciwne były m.in. Francja i Niemcy), sojusz nie przyjął szczegółowego planu integracji z Gruzją i Ukrainą (tzw. MAP). Dzięki staraniom polskiego prezydenta do deklaracji końcowej szczytu wpisano jednak zdanie o otwartej drodze obu tych państw do członkostwa w sojuszu, mówiące, że Ukraina i Gruzja w przyszłości „zostaną członkami NATO”. Dlatego choć podjęcie szczegółowych decyzji znowu przełożono (do grudnia 2008 r.), Lech Kaczyński podkreślał po szczycie w Bukareszcie, że jest „usatysfakcjonowany”. Rzeczywi­ście, przebieg szczytu w stolicy Rumunii pokazał, że dzięki twardej postawie polskiego prezydenta Warszawa stała się ważnym graczem w wewnątrznatowskich rozgrywkach. Prezydentom Polski, Rumunii i Litwy udało się skutecznie przeciwstawić bardziej ostrożnym pomysłom takich potęg jak Niemcy i Stany Zjednoczone.

Z perspektywy wydarzeń w następnych miesiącach widać jednak, że było to za mało na Rosję czasów tak ofensywnego gracza jak Władimir Putin. Wydaje się, że w wyniku braku jednoznacznej i konkretnej deklaracji członków NATO w sprawie Ukrainy i Gruzji otworzyły się drzwi do bardziej intensywnych działań ze strony sprzeciwiającej się rozszerzeniu sojuszu na wschód Rosji. Władimir Putin musiał dojść do wniosku, że w przypadku powstania kryzysowej sytuacji w krajach aspirujących do NATO sojusz nie zareaguje stanowczo. (...)

Cały artykuł dostępny jest w 23/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także