Niemiecki sąd po tureckim kazaniu

Niemiecki sąd po tureckim kazaniu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dominika Ćosić

Czy to jeszcze Niemcy, czy już Turcja – tak komentowano w Niemczech, i nie tylko, decyzję sądu w Hamburgu w sprawie kontrowersyjnego komika, Jana Boehmermanna. Dostał on sądowy zakaz rozpowszechniania „wiersza”, a właściwie wulgarnego paszkwilu na prezydenta Turcji, Recepa Erdoğana. 

Sprawę do sądu skierował sam Erdoğan. I właśnie fakt, że obywatel kraju nieunijnego (nawet jeśli chodzi o głowę państwa) wymusza na sądzie kraju unijnego decyzje ograniczające wolność słowa wzbudził największe kontrowersje. Szkoda, że sam „wiersz” tak nie oburzył Niemców.

Niemieckie media już wcześniej w mniej lub bardziej subtelny (o ile niemieckie poczucie humoru w ogóle można nazwać subtelnym) kpiły z Turcji i jej prezydenta. Im bardziej się zacieśniały polityczne relacje między Niemcami i Turcją i im bardziej kanclerz Angela Merkel naciskała na przeforsowanie porozumienia Unia Europejska – Turcja (oraz – co za tym idzie – liberalizację reżimu wizowego dla obywateli tureckich), tym więcej żartów krążyło w Internecie. (...) To, co zrobił jednak w programie nagranym na potrzeby i wyemitowanym potem przez telewizje ZDF Boehmermann, przebiło wszystko. Poświęciłam się i przeczytałam tłumaczenie tego „wiersza”. Poziom kloaczny. Tu nie chodzi o sympatie bądź antypatie do Turcji i jej prezydenta, ale po prostu o poziom, o dobry smak i o minimum szacunku dla innego człowieka, który w dodatku jest głową ościennego państwa. Aluzje do rzekomych upodobań seksualnych i oskarżanie Erdoğana o pedofilię przeplatają się z szowinistycznymi porównaniami. Trudno się dziwić, że Turcja zareagowała wściekłością na ten pamflet. (...)

fot. reuters/forum

Cały artykuł dostępny jest w 22/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także