Zdrajczyni z Hollywood. Jane Fonda po stronie wietnamskich komunistów

Zdrajczyni z Hollywood. Jane Fonda po stronie wietnamskich komunistów

Dodano: 
Jane Fonda na konferencji przeciwników wojny w Wietnamie. Fot: Dutch National Archives, The Hague, Fotocollectie Algemeen Nederlands Persbureau (ANeFo), 1945-1989, Nummer toegang 2.24.01.05 Bestanddeelnummer 927-6990. Autor: Mieremet, Rob / Anefo
Jane Fonda na konferencji przeciwników wojny w Wietnamie. Fot: Dutch National Archives, The Hague, Fotocollectie Algemeen Nederlands Persbureau (ANeFo), 1945-1989, Nummer toegang 2.24.01.05 Bestanddeelnummer 927-6990. Autor: Mieremet, Rob / Anefo Źródło: Wikimedia Commons
Jane Fonda zrobiła sobie zdjęcia na komunistycznej armacie. Do dziś jej tego nie wybaczono

Beata Zubowicz

Jest lipiec 1972 r. Wojna między Stanami Zjednoczonymi a komunistycznym Wietnamem Północnym trwa od ponad siedmiu lat. Wiosną weszła w nową fazę. 30 marca wojska północnowietnamskie zaatakowały Wietnam Południowy. Kilka dni później rozpoczęły ofensywę z Laosu i Kambodży. Amerykanie odpowiedzieli bombardowaniani. Komuniści musieli się zatrzymać.

Porucznik John McCain ma 36 lat, od niemal pięciu jest jeńcem. Gdy trafia do niewoli, jest ranny: ma połamane ręce i roztrzaskaną nogę. Żołnierze Wietkongu traktują go bezwzględnie. Mimo ciężkich przesłuchań McCain ujawnia jedynie nazwisko, stopień, numer wojskowy i datę urodzenia. Potem, tak jak wielu innych amerykańskich pilotów, trafia do osławionego więzienia Hoa Lo, gorzko-ironiczne przezwanym Hanoi Hilton. Dwa lata siedzi w izolatce. Jest głodzony, torturowany, choruje na dezynterię, drastycznie chudnie, siwieje. Próbuje popełnić samobójstwo. I choć wiele razy jest namawiany do udziału w spotkaniach z amerykańskimi aktywistami antywojennymi, którzy zjeżdżają do Wietnamu, zawsze odmawia. Nie chce uczestniczyć w spektaklach przygotowanych pod dyktando komunistycznych propagandzistów wymierzonych przeciwko jego krajowi.

Czytaj też:
Breżniew – leń na Kremlu

Porucznik David Hoffman (w niewoli od roku) też nie chce, mimo że trafia mu się przedstawienie w hollywoodzkim stylu. Do Hanoi przyjechała właśnie słynna gwiazda filmowa i jeszcze słynniejsza aktywistka Jane Fonda. Komuniści dobrze wiedzą, jak istotne jest to wydarzenie. Organizują konferencję prasową. Hoffman ma na niej powiedzieć tylko jedno: że Wietnamczycy z północy dobrze traktują amerykańskich chłopców. Odmawia. – Musisz iść! – wrzeszczą strażnicy i boleśnie wykręcają mu rękę. Wiedzą, że sprawiają mu ból nie do zniesienia. Hoffman wpadł w ręce komunistów, gdy zestrzelono jego samolot. Wyskakując ze spadochronem, złamał rękę. Ręka nie jest do końca wyleczona. Chociaż ból jest rozdzierający, Hoffman się opiera. Siedzi potem, zanurzony po szyję, w dole wypełnionym wodą. Po kilkunastu godzinach nie wytrzymuje. Pójdzie na show Fondy.

37-letni Michael Benge (w obozie jenieckim od czterech lat), który przed uwięzieniem był cywilnym doradcą jednej z amerykańskich agend, też ma iść na konferencję aktorki. Szybko się zgadza, ale zastrzega, że powie całą prawdę o tym, jak są traktowani Amerykanie w niewoli. Wietnamczycy wpadają w furię. Za karę każą mu klęczeć na kamiennej podłodze. Ramiona nienaturalnie odginają mu do tyłu i wkładają między nie kij. Kiedy Benge słabnie, strażnik wali go bambusową pałką gdzie popadnie. Po dwu dniach nieustannych tortur nieszczęśnik godzi się na wszystko.

Suka z Hanoi

Konferencja z udziałem aktorki i amerykańskich jeńców udaje się nadzwyczajnie. To jest propagandowy majstersztyk. Fonda zapewnia, że widziała kilka obozów jenieckich. Amerykanie dobrze jedzą, mają wyśmienitą opiekę lekarską, możliwość wypoczynku i rozrywki. Więźniowie po kolei powtarzają, że Wietnamczycy traktują ich dobrze i że do domu chcą wracać wyłącznie dlatego, że tęsknią za rodzinami. Konferencja prasowa to jednak tylko jeden z wielopunktowego programu pobytu aktorki w Wietnamie Północnym.

W Hanoi ląduje 8 lipca 1972 r. Ma 34 lata. Ubrana w czarne szerokie spodnie i białą tunikę, długie włosy w nieładzie opadają jej na ramiona. Nie wygląda na gwiazdę filmową. Zresztą w tamtym czasie bardziej niż aktorstwo pociąga ją działalność polityczna. Jest tak pełna rewolucyjnego zapału, że z powodzeniem mogłaby zostać uznana za wzorzec z Sèvres pożytecznych idiotów. Widzi tylko to, co komuniści chcą, żeby widziała. Mówi to, co chcą, żeby mówiła. Idealne pudło rezonansowe do robienia medialnego szumu.

Na lotnisku powitano ją serdecznie, fetując „największą amerykańską aktorkę”. Następnego dnia rano Fonda zjawi się w radiu: „Zwracam się do stacjonujących w Zatoce Tonkińskiej amerykańskich żołnierzy. Mówi do was Jane Fonda, prosto z Hanoi. […] Bombardujecie wietnamskie wioski, w których giną niewinni ludzie, starcy, dzieci i kobiety. Ci, którzy każą wam to czynić, są po prostu zbrodniarzami wojennymi. Nie słuchajcie ich. To nie nasza wojna i nie bronicie tu amerykańskiego narodu. […] Nixon ryzykuje wasze życie po to jedynie, by w zbliżających się wyborach utrzymać się na urzędzie. […] Niech żyje Wietnam – pokojowy, zjednoczony, szczęśliwy i bogaty!”.

Powtórzy to jeszcze z osiem razy w różnych audycjach. Wietnamczycy puszczają jej audycje w obozach jenieckich przez głośniki. John McCain też ją słyszy. Amerykanie są w szoku. A czeka ich jeszcze większy. Kilka zdjęć, jakie Fonda zrobiła sobie w trakcie tego pobytu, przechodzi do historii. Aktorka z niezbyt mądrą miną siedzi na działku przeciwlotniczym. Na głowie ma wietnamski hełm wojskowy. Dookoła niej żołnierze Wietkongu o nieprzeniknionym wyrazie twarzy.

Jedno ze zdjęć, jakie Fonda (w hełmie) dała sobie zrobić z żołnierzami Wietkongu.

Ostatniego dnia Jane Fonda spotkała się z północnowietnamskim wicepremierem Nguyenem Duy Trinhem. Powiedziała mu, że jest pod wrażeniem determinacji, z jaką naród wietnamski dąży do zwycięstwa. – Ta wizyta ma wielkie znaczenie dla naszego narodu. Dowiedzieliśmy się dzięki niej, że są różni Amerykanie. Są tacy, którzy zrzucają na nas bomby, ale i tacy, którzy okazują nam swą pomoc i sympatię – usłyszała od polityka.

22 lipca odlatuje z Hanoi do Stanów. Kiedy wychodzi z nowojorskiego lotniska, wita ją rozwścieczony tłum. Wyzywają ją. Jedno z określeń przylgnie do niej na zawsze: „Hanoi Bitch” – „Suka z Hanoi”.

Kremlowskie inspiracje

„Nie wiem, czy ona do końca zdawała sobie sprawę z tego, co robi. W każdym razie to, co zrobiła, było wyjątkowo niemoralne. Po prostu życzyła Wietnamczykom z północy zwycięstwa nad własnym narodem” – oceni później jej wyprawę Henry Kissinger, ówczesny sekretarz stanu i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, który za wkład w rozwiązanie konfliktu w Wietnamie otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.

Aktorka doskonale odegrała swoją rolę w spektaklu zaaranżowanym przez komunistycznych propagandzistów. Chociaż w rzeczywistości amerykańska armia nie prowadziła w Wietnamie „brudnej wojny”, choć odnosiła sukcesy militarne, medialnie poległa na całej linii. Wyobraźnię Amerykanów – i nie tylko ich – ukształtowały obrazy, na których uzbrojeni po zęby żołdacy brutalnie atakują bezbronnych wieśniaków. Z ekranów telewizorów nie schodziły ujęcia trupów amerykańskich chłopców. A ponieważ politykom nie udało się przekonać ludzi, że wojna w Wietnamie jest po prostu dramatyczną próbą powstrzymania ekspansji ZSRS, znużenie i zniechęcenie rosły. Z biegiem czasu przed Białym Domem i innymi instytucjami publicznymi płonęło coraz więcej gwiaździstych flag.

Artykuł został opublikowany w 5/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.