Przeżyłem horror rewolucji kulturalnej

Przeżyłem horror rewolucji kulturalnej

Dodano: 
Chińskie przedstawienie operowe w duchu rewolucji kulturalnej, 1972 r. Fot. Byron Schumaker
Chińskie przedstawienie operowe w duchu rewolucji kulturalnej, 1972 r. Fot. Byron Schumaker Źródło: Wikimedia Commons
- Mojej siostrze przywiązali do szyi karton z napisem: „Jestem kapitalistyczną marionetką”. Ten szał nie miał granic. Atakowali ją nawet nauczyciele z jej szkoły - mówi dr Zehao Zhou.

PIOTR WŁOCZYK: Zajmuje się pan tym tematem naukowo, ale równocześnie sam pan doświadczył horroru rewolucji kulturalnej. Jak wyglądało lato 1966 r. w Szanghaju?

DR ZEHAO ZHOU: Rewolucja zaczęła się od amoku na ulicach. Pierwszym niepokojącym znakiem był widok bandy nastolatków goniących człowieka na motocyklu. Wydawali się zupełnie bezkarni. Potem zobaczyłem przedziwną rzecz: kilkanaście par pięknych butów na obcasach wrzuconych do studzienki kanalizacyjnej. Nie rozumiałem wtedy, po co ktoś miałby coś takiego robić. Oczywiście, właściciele tych butów bali się wszelkich pozostałości po „burżuazyjnym” stylu życia. W końcu doszło do pierwszych ataków. Nad moim mieszkaniem żył były bankier ze swoją rodziną. Czerwonogwardziści – znani też jako hunwejbini – pobili tych ludzi i zdemolowali im mieszkanie. Traf chciał, że w trakcie napadu znaleźli klucz do sejfu z kosztownościami. Ci państwo nie chcieli powiedzieć, gdzie znajduje się sejf. W pewnym momencie usłyszałem przeraźliwy krzyk. Później dowiedziałem się, że czerwonogwardziści wylali im wówczas na twarze gorący klej, którego używali do rozwieszania po mieście plakatów propagandowych. Hunwejbini dowiedzieli się wreszcie, gdzie są kosztowności. Następnego dnia widziałem poparzoną twarz tej kobiety. Coś potwornego. Takie historie działy się wówczas w całych Chinach.

Pańska rodzina też zaliczana była do „wrogów ludu”?

Tak. Moja siostra była dyrektorką małej szkoły podstawowej. Była osobą niepełnosprawną, ale hunwejbini zaciągnęli ją mimo to na miejską „paradę hańby”. Musiała iść kilometrami wraz z setkami innych dyrektorów szkół, a tłum zebrany przy trasie przemarszu miotał wyzwiska pod ich adresem. Organizatorzy tej „parady” uznali po prostu, że dyrektorzy konserwują stary system. Siostrze przywiązali do szyi karton z napisem: „Jestem kapitalistyczną marionetką”. Ten szał nie miał granic. Atakowali ją nawet nauczyciele z jej szkoły. „Wrogiem ludu” był też mój ojciec, który służył w siłach zbrojnych Czang Kaj-szeka w czasie wojny z Japonią.

(…)

Powiedział pan, że kiedy zaczęła się rewolucja kulturalna, równocześnie skończyła się szkoła. Jakie efekty przyniósł ten szaleńczy eksperyment społeczny?

Dr Zehao Zhou. Fot: Archiwum

Latem 1966 r. uczniowie dowiedzieli się, że mają przestać się uczyć, a zamiast tego zacząć robić rewolucję. W 1969 r. wróciłem do szkoły, ale w zasadzie ciężko to nazwać szkołą. To było miejsce, gdzie prano nam mózgi. Mao wymyślił bowiem, że szkołami będą zarządzali... robotnicy. Czyli ludzie, którzy ledwo pisali i czytali, mieli odpowiadać za edukację młodzieży! Pamiętam, że robotnik, który zarządzał naszą szkołą był kompletnym analfabetą. Takie rzeczy możliwe są tylko w komunizmie!

(…)

Chiny pokazywane są dziś jako przykład kraju, który osiągnął gigantyczny sukces rozwojowy. Wydaje się, że rewolucja kulturalna to już daleka historia, po której nie ma śladu.

To nieprawda. Dziesiątki milionów Chińczyków ma przetrącone życiorysy przez tę zbrodniczą kampanię Mao. Jej efekty widać po dziś dzień. Obecna generacja chińskich przywódców ma umysły ukształtowane w czasie rewolucji kulturalnej. Uważają, że ten okres to tylko niewielkie odchylenie od wspaniałej historii komunizmu. Niestety, nawet dziś w Chinach nie wolno badać tego rozdziału.

Dlaczego Mao rozpętał rewolucję kulturalną? Jak duża część chińskiego dziedzictwa kulturowego została wówczas zniszczona?

Cały wywiad dostępny jest w 9/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.