nr 34.: Front przeciw partii Kaczyńskiego

nr 34.: Front przeciw partii Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis przepowiada, że w kraju pod rządami prezydenta Andrzeja Dudy „rozpęta się piekło”. Na łamach „Do Rzeczy” odpowiada mu Rafał A. Ziemkiewicz. „Nie ma żadnych powodów, by twierdzić, że PiS zagrozi demokracji. PO uznała jednak, że obrzucanie przeciwników hejtem to jedyny sposób utrzymania władzy. Czy wylewająca się wprost z łamów „Gazety” nienawiść Michnika et consortes do Jarosława Kaczyńskiego wynikała także z czysto ludzkiej zazdrości i z tego, że środowisko lewicy laickiej było zawsze o krok za liderem PC/PiS?

– Mówiąc wprost: jeżeli rząd będzie działał sprawnie, jeżeli będą tworzone nowe miejsca pracy, jeżeli młodzi ludzie dostaną szansę na pracę w Polsce, to nie będą zmuszani do wyjazdu za granicę, będą pracować, inwestować w kraju i polski system emerytalny będzie w lepszej kondycji – tłumaczy Małgorzata Sadurska konieczność połączenia obniżenia wieku emerytalnego z całym szeregiem zmian. Szefowa Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy podkreśla, że ma 10-letni staż parlamentarny i wie, że gdy są dobra wola i dobre chęci, to ustawy można przyjąć w ciągu 24 lub 48 godzin. „Były przecież przypadki procedowania w Sejmie ważnych ustaw w bardzo pilnym trybie. Jednak podkreślam – do tego jest potrzebna wola polityczna” – Chciałabym, żeby Polską rządziła taka klasa polityczna, która będzie mówić, że „jak się postara, to można”.

„Populizm”, „roszczeniowa demagogia”, „pogarda dla instytucji demokratycznych”, „koniunkturalizm”, „instrumentalny stosunek do Kościoła katolickiego i retoryki religijnej”, „ruch nienawiści, odwetu i zemsty” – to tylko część oskarżycielskich sformułowań wobec partii kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego, autorstwa guru liberalno-lewicowego salonu III RP Adama Michnika. Nie chodzi jednak o obecne ataki na Prawo i Sprawiedliwość. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” pisał tak… w lipcu 1990 r. o Porozumieniu Centrum. Na łamach tygodnika fascynującą opowieść jak się rodził „hejt” nim wymyślono to pojęcie. Dlaczego? „Po utworzeniu rządu Jana Olszewskiego i podjęciu przez prawicę próby lustracji okazało się, że PC nie będzie koalicyjną przystawką, ale podmiotem realizującym własną linię polityczną. Spowodowało to przestawienie „wajchy” przez redakcję „Polityki”. Od 1992 r. PC z partii „statecznej” stało się „niebezpieczną” i „nieprzewidywalną”, której program nie posiadał już elementów „racjonalnych”, tylko – zdaniem Adama Krzemińskiego i Wiesława Władyki – oferował „igrzyska” i „polowanie na czarownice” – pisze Adam Chmielecki, politolog przygotowujący monografię Porozumienia Centrum.

A propos. Piotr Semka analizuje niemiecką prasę, która w arogancki sposób odniosła się do postulatu Andrzeja Dudy, by zwiększyć obecność sił NATO we wschodniej Europie. „Czy to tylko opinie gazet, czy sugestie rządu Angeli Merkel?” – więcej  w najnowszym wydaniu „Do Rzeczy”.

W numerze także: rody polityczne to w Polsce. Mimo, że wciąż rzadkość, to właśnie trwa promocja synów Andrzeja Leppera, Włodzimierza Cimoszewicza i Ryszarda Czarneckiego. Ten ostatni od początku miał wsparcie ojca, który na swoim blogu ogłaszał, że „syn kontynuuje tradycję ojca” i… lobbuje o jak najlepsze miejsce na liście dla syna. Sam Przemysław Czarnecki zarzeka się, że nic mu o tym nie wiadomo, choć „to naturalne, iż każdy z kandydatów na posłów zabiega o jak najlepszą pozycję”.

Piotr Gursztyn pisze o 71. rocznicy Powstania Warszawskiego – pierwszej w której uczczono cywilne ofiary. Wystawa „Zachowajmy ich w pamięci”, na której upamiętniono nazwiska 60 tys. ofiar cywilnych, będzie stała na warszawskiej Woli do 22 października. Nie dotrwa do dnia Wszystkich Świętych, bo będzie musiała ustąpić miejsca przycmentarnym straganom ze zniczami, z wieńcami i pańską skórką. Miejmy nadzieję, że za rok – w 72. rocznicę Powstania Warszawskiego – będzie już tam stał mur z wykutymi nazwiskami tych, którym odebrano życie tylko za to, że byli Polakami.

Jak to możliwe, że projektanci mody wywodzący się ze środowisk LGBT potrafili narzucić większości swoje preferencje estetyczne – zastanawia się František Mikš. Wskaże – zauważa Historyk sztuki i dyrektor Centrum Polityki i Kultury CDK w Brnie oraz redaktor naczelny miesięcznika „Kontexty” – kiedy w 1966 r. zdjęcia niepełnoletniej jeszcze angielskiej modelki Lesley Hornby, której nogi nazywano twigs (gałązki), pojawiły się na łamach „Daily Express”, aby następnie trafić do „Vogue’a” i innych popularnych magazynów mody, wszystko jeszcze wydawało się niewinne. Drobna, o wyraźnie androidalnym wyglądzie, przystrzyżona „na chłopaka” Twiggy, bo pod takim pseudonimem występowała w czasie swojej zaledwie czteroletniej kariery modelki, stała się jedną ze światowych ikon seksapilu, niczym Brigitte Bardot i Sophia Loren. Zaledwie generację wcześniej matki załamywały ręce nad córkami o wyglądzie Twiggy, podobnie jak czyniła to mama Lesley, szukając pomocy u lekarzy. Niezadowolona ze swojego wyglądu była także sama panna Lesley: „Chciałam być jak Marilyn Monroe, ale ja nie miałam żadnych piersi, ud, nic. Tylko rzęsy i nogi. A naraz zaczęto mówić, jaka jestem ładna. Powariowali”.

Całość recenzji dostępna jest w 34/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także