#26.: czy ktoś obroni nas przed dżihadem?

#26.: czy ktoś obroni nas przed dżihadem?

Dodano:   /  Zmieniono: 
W samej stolicy chrześcijaństwa, w centrum wiary, oficjalny watykański dziennik musiał na pierwszej stronie tłumaczyć papieża, który ochrzcił muzułmanina. Ba, tenże konwertyta uznaje swój chrzest za wyraz sprzeciwu wobec terroru i zastraszenia, jakim podlegają inni byli muzułmanie. Wszystko to dzieje się w Unii Europejskiej ledwo kilka lat temu, w państwie, którego społeczeństwo wciąż w niemal 90 proc. przyznaje się do katolicyzmu. W najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” – kto nas obroni przed dżihadem.

Ponadto w „Do Rzeczy”: czy Bronisław Komorowski na dobre zejdzie ze sceny politycznej, pierwsze wizerunkowe problemy prezydenta elekta, kim jest nowy minister zdrowia oraz wywiad z Włodzimierzem Cimoszewiczem.

W 2008 roku Święta Wielkanocne wypadły wyjątkowo wcześnie. 22 marca, w wigilię Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, w rzymskiej bazylice przed Ojcem Świętym Benedyktem XVI stało siedmioro dorosłych. Wszyscy mieli z jego rąk przyjąć sakrament chrztu. Uwaga dziennikarzy i komentatorów skierowana była jednak tylko na jednego z katechumenów. Był to Magdi Allam, znany dziennikarz, publicysta, człowiek cieszący się we Włoszech sporą popularnością. Nim nawrócił się na wiarę katolicką, był muzułmaninem. Nic dziwnego, że wielu uznało, iż ten dokonany przez papieża akt chrztu jest czymś symbolicznym. Gdyby do podobnego aktu doszło w Pakistanie, Egipcie czy innym państwie, w którym rządzi miłujący pokój, autentyczny islam, konwertytę czekałaby niechybnie śmierć. Niemniej jednak nawet we Włoszech, w Rzymie, ceremonia chrztu była czymś kontrowersyjnym. Allamowi niemal od razu po chrzcie przyznano ochronę policyjną, musiał zmienić miejsce zamieszkania, a państwo włoskie zmuszone było otoczyć go opieką podobną do tej, jaka przysługuje świadkom koronnym. Nie trzeba być specjalnie przenikliwym, żeby dostrzec, że coś się tu nie zgadza. (…) Najkrócej mówiąc, zwolennicy dialogu ukrywają proste fakty: dla muzułmanina przejście na chrześcijaństwo jest niezależnie od kraju pochodzenia rzeczą w najwyższym stopniu niebezpieczną – pisze w swojej książce „Dżihad i samozagłada Zachodu” Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”. Fragmenty publikacji – na łamach najnowszego wydania tygodnika.

Czasy informacyjnego natłoku, w jakim żyjemy, tworzą szczególny rodzaj publicystyki – książki zbierające na użytek czytelnika fakty znane, ale nieobecne w powszechnej świadomości. Autor, by wstrząsnąć i otworzyć oczy, nie musi dzisiaj być detektywem odkrywającym nieznane nikomu przed nim sekrety. Bardziej zaskoczy swych czytelników trudem archiwisty, układającego znane fakty w logiczną spójną „narrację” – komentuje publikację Pawła Lisickiego Rafał A. Ziemkiewicz. Klasykiem takiej publicystyki jest Roberto Saviano, którego „Gomorra” stała się światowym bestsellerem i wstrząsnęła opinią publiczną. „Dżihad i samozagłada Zachodu” Pawła Lisickiego to praca tego samego rodzaju. Od czasu World Trade Center i Madrytu nie sposób udawać, że problem islamskiego terroryzmu nie dotyczy krajów rozwiniętych, a od czasów zamordowania przez muzułmanów na londyńskiej ulicy przypadkowego żołnierza za to tylko, że nosił mundur swojego kraju, nie można zamykać oczu na to, że agresywni, rozmiłowani w zbrodni fanatycy żyją pomiędzy nami (…) – pisze Ziemkiewicz. Więcej komentarzy – na łamach „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” również o tym, że ustępujący prezydent Bronisław Komorowski jest coraz bliżej całkowitego zejścia z politycznej sceny. Pierwszego sierpnia, w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, Komorowski prawdopodobnie wręczy nominacje generalskie prokuratorom wojskowym płk. Jerzemu Artymiakowi i płk. Ireneuszowi Szelągowi. Jak twierdzą informatorzy „Do Rzeczy”, będzie to ostatnie wystąpienie Komorowskiego jako głowy państwa. A jego polityczna przyszłość nie wygląda ciekawie. Działacze PO mimo publicznych pochwał, nie widzą go już w roli aktywnego polityka. Nieoficjalnie przyznają, że ustępujący prezydent stał się dla ich ugrupowania ciężarem. Komorowski raczej nie ma też szans na międzynarodową drogę Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy.  Czy PO będzie w stanie przygotować dla niego kolejną rolę polityczną? Więcej w nowym „Do Rzeczy”.  

Na łamach „Do Rzeczy” także o pierwszych problemach prezydenta elekta. Radosny karnawał po zwycięstwie zaburzony. W szeregi PiS wkradło się zaniepokojenie. Andrzej Duda wykonał kilka kroków, które wprowadziły partyjne zaplecze w zakłopotanie. I nie zrobił tego celowo, by się od niego odciąć. Po prostu popełnił błędy, źle rozegrał sprawy. Pierwszą kłopotliwą historią było nagłe odwołanie spotkania z prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką. Krótko później podczas uroczystości w pałacu wilanowskim, gdzie odbierał zaświadczenie PKW o wyniku wyborów, wygłosił krótkie przemówienie. Zaapelował do rządu, aby nie dokonywał przed wyborami zmian o charakterze ustrojowym. Apel był jak najbardziej słuszny, choć może zabrakło w nim precyzji o co chodzi. Kolejna wpadka to reakcja na zmiany w rządzie. Doświadczenia z kampanii mogą usypiać Dudę i jego współpracowników, bo przecież tam wszystko poszło dobrze. To nie jest jednak ten sam czas – przestrzega na łamach „Do Rzeczy” Piotr Gursztyn.

W „Do Rzeczy” również sylwetka profesora Mariana Zembali, nowego ministra zdrowia. To ceniony kardiochirurg i transplantolog. Nie każdy świetny specjalista jest jednak świetnym ministrem. Już pierwsze dni urzędowania profesora pokazały, że Platforma może mieć z nim kłopot. Cztery miesiące (tyle urzędowania ma przed sobą nowy minister) to mało, by dokonać sensownych zmian w służbie zdrowia. Wielu obserwatorów życia publicznego zachodzi w głowę, dlaczego znany specjalista zdecydował się na taki krok. Lekarze, którzy zetknęli się z profesorem w pracy zawodowej, zwracają uwagę na jego ambicję i… ogromny kompleks prof. Religi. W dużej mierze powtarza jego drogę i właśnie teki ministra brakowało mu do portfolio – mówi jeden z lekarzy. Więcej o nowym ministrze – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także rozmowa z… Włodzimierzem Cimoszewiczem. Ewa Kopacz płaci rachunki za zaniechania i lekkomyślność Donalda Tuska. Dymisje przed rokiem mogłyby być przedstawione jako dowód odpowiedzialności i pryncypialności. Dzisiaj wyglądają raczej na rozpaczliwe ratowanie się z topieli – mówi Cimoszewicz w rozmowie z Janem Pawlickim. W jego ocenie, te dymisje są oczywiście próbą zrzucenia z pleców ciężaru afery podsłuchowej. Jednak nowe nominacje nie mają większego politycznego znaczenia. Natomiast narzucenie przez panią premier Sejmowi nowego marszałka to decyzja skandaliczna. Pani Kidawa-Błońska nie ma żadnego samodzielnego poważnego dorobku i uczynienie z niej drugiej osoby w państwie jest bezmyślną demonstracją lekceważenia parlamentu – podkreśla były premier. Cała rozmowa – na łamach najnowszego wydania „Do Rzeczy”.

Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 22 czerwca 2015. E-wydanie będzie dostępne u dystrybutorów prasy elektronicznej.

Całość recenzji dostępna jest w 26/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także