Żydzi w powstaniu styczniowym

Żydzi w powstaniu styczniowym

Kozacy pacyfikują nahajkami uczestników demonstracji 27 lutego 1861 roku przed Kościołem św. Anny w Warszawie
Kozacy pacyfikują nahajkami uczestników demonstracji 27 lutego 1861 roku przed Kościołem św. Anny w WarszawieŹródło:Wikimedia Commons
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski
Dodano: 
Leon Kahane własną piersią zasłonił przed kulami płk. „Rębajłę”. Był polskim Żydem, a jego heroiczny czyn potwierdzały słowa rosyjskiego urzędnika, który pisał, że „Żydzi wszelkimi sposobami współdziałali z buntem, wspomagając powstańców środkami pieniężnymi, dostarczaniem fosforu, prochu, środków żywnościowych oraz biorąc udział w dostarczaniu wiadomości lub ukrywaniu powstańców”.

Mijał rok od pamiętnej nocy styczniowej 1863 r. Powstanie przeciw rosyjskiemu zaborcy, mimo heroicznych wysiłków dyktatora Romualda Traugutta, ginęło. Powstańcy wciąż jednak potrafili zadawać ciosy Moskalom. Jednym z takich groźnych dowódców był płk Karol Kalita „Rębajło”, działający na Kielecczyźnie. Dokładnie w pierwszą rocznicę wybuchu nierównej walki jego żołnierze starli się z wojskiem rosyjskim pod Jurkowicami. W toku tego boju jeden z nich, Leon Kahane, własną piersią zasłonił przed kulami płk. „Rębajłę”. Śmiertelnie ranny, zmarł wkrótce w szpitalu w Bodzentynie. Był polskim Żydem, a jego heroiczny czyn potwierdzały słowa rosyjskiego urzędnika, który pisał, że „Żydzi wszelkimi sposobami współdziałali z buntem, wspomagając powstańców środkami pieniężnymi, dostarczaniem fosforu, prochu, środków żywnościowych oraz biorąc udział w dostarczaniu wiadomości lub ukrywaniu powstańców”.

Filip bez ramienia

Do powyższej charakterystyki dodajmy, że współdziałali także, bijąc się z orężem w ręku. Za przykładem Leona Kahane poszli do szeregów powstańczych jego bracia – Filip i Maurycy, tak jak on wywodzący się z Sanoka. Pierwszy z nich był nazywany później „Sambra”, czyli „Bez Ramienia”. W lutym 1863 r. uczestniczył w nieudanym ataku oddziału Apolinarego Kurowskiego na rosyjski garnizon w Miechowie. Miesiąc później dołączył do słynnych żuawów śmierci pod komendą francuskiego oficera François de Rochebrune. Oddział ten, będący w składzie jednego z największych zgrupowań powstańczych gen. Mariana Langiewicza, rychło starł się z Rosjanami w kilku bitwach na północ od Krakowa, niedaleko granicy zaboru austriackiego. Bił się w nich i Filip Kahane, lecz nie tylko wojaczka była mu w głowie. Pewnego marcowego wieczora zerwał rozkwitłą dopiero co różę i wręczył ją Henryce Pustowójtównie, która pod pseudonimem Michał Smok służyła jako adiutantka Dionizego Czachowskiego. Ta w zamian obdarzyła go jednak tylko „kęsem wędlin”, co biograf Filipa z powagą skomentował, że „był to podarunek wartościowy, gdyż żywności brakowało wówczas w obozie Langiewicza”.

Czytaj też:
Pyzdry 1863 - zapomniana bitwa powstania styczniowego

Tymczasem w połowie marca 1863 r. rozegrała się bitwa pod Grochowiskami, jedna z największych spośród stoczonych w powstaniu. Leon Kahane poprowadził żuawów do ataku. Jak wspominał: „[W pewnym momencie] strzelba upadła mi naprzód, a ja doznałem uczucia, że i moja ręka naprzód poleciała. Chciałem polec, ale kule się mnie nie imały. Dałem znak lewą ręką, aby Moskale we mnie celowali. Daremnie. Ocalałem”. Po otrzymaniu tej ciężkiej rany został odesłany do szpitala w Tarnowie, gdzie amputowano mu rękę. Kiedy opuścił szpital, wszędzie witano go oklaskami i z rozrzewnieniem, co w końcu zaczęło go irytować i – mimo inwalidztwa – wrócił znów na plac boju, znów do żuawów śmierci. Trzeci z braci Kahane, Maurycy, towarzyszył Filipowi w oddziale Kurowskiego pod Miechowem, w kampanii Langiewicza, gdzie został ranny, a w końcu – już sam – bił się w oddziale gen. Antoniego Jeziorańskiego, bijąc się pod Kobylanką. Po upadku powstania obaj bracia przez długie lata mieszkali w Galicji.

„Kto z odwagą, za mną”!

Dzieje zrywu 1863 r. notują także innych żydowskich powstańców. Kiedy Leon Kahane zasłaniał przed moskiewską kulą płk. Kalitę, do Królestwa wkraczał właśnie w oddziale mjr. Józefa Jagmina, weterana powstania listopadowego, Rafał Hirsch, który 40 lat później tak wspominał tę chwilę: „Oddział składał się przeważnie z Litwinów, z Galicji około 46, przeważnie rzemieślników. Ja, dziewiętnastoletni chłopak, byłem szeregowym jazdy. Na kordonie u słupów pogranicza dwóch zaborów wstrzymano wieczorem pochód. Jagmin otoczony nami, po komendzie »Baczność!«, wskazał granicę i zawołał: »O krok tam przygody, kto z odwagą, za mną, kto jej nie ma, niech się cofnie! Dyscyplina wojskowa bez litości, posłuszeństwo bez granic. O kroków kilka za tym płatem ziemi, co nas dzieli, szukamy wroga w szynelach, a oni szukają nas. Ręka w górę, kto za mną«. Sto kilkadziesiąt rąk wyrosło nad głowami”. Walczył Hirsch u Jagmina w zwycięskim boju pod Rudnikiem Szlacheckim na Lubelszczyźnie, w ciężkich warunkach zimowych, a po przymusowym odejściu chorego majora z oddziału dołączył do partii Kajetana Cieszkowskiego „Ćwieka”. Z początkiem marca 1864 r., gdy powstanie dogasało, z resztkami oddziału wrócił do zaboru austriackiego.

Wyjątkowym męstwem odznaczył się pochodzący z Płocka Samuel Posner. Kiedy oddział naczelnika powiatu mławskiego Stanisława Zgliszczyńskiego w boju pod Rozwozinem zaczął cofać się pod naporem przeważających sił rosyjskich, „Posner z garstką podobnych sobie bohaterów stanął jak mur przed Moskwą i piersiami swoimi zasłaniał odwrót oddziału. Kula ugodziła go w oko i na miejscu trupem położyła. Prawie wszyscy waleczni jego towarzysze podobnemu ulegli losowi, ale za to cały oddział ocalał” – pisano niedługo po tym zdarzeniu w „Niepodległości” (cyt. za: Tadeusz Swat, „Gloria victis”, Pruszków 2004).

Czytaj też:
Włodzimierz Krzyżanowski - bohater Ameryki

Inny żydowski powstaniec, Henryk Eichmann z Warszawy, był kosynierem w oddziale Zygmunta Padlewskiego, a po jego rozbiciu – w oddziale Ignacego Mystkowskiego. Uczestniczył w zwycięstwie 5 maja 1863 r. pod Stokiem, lecz osiem dni później poległ wraz ze swoim dowódcą w nieszczęśliwym ataku na pociąg pod Kietlanką. U Langiewicza bił się Izydor Heilpern, uczeń Szkoły Rabinackiej w Warszawie. Raniony pod Jędrzejowem w czasie przerzutu przez granicę pruską został aresztowany przez gorliwie współpracujących z Rosjanami Prusaków i przez dwa lata był więziony. Pod komendą Ludwika Mierosławskiego walczył Aleksander Edelstein, najpierw w krótkiej kampanii na Kujawach, potem w oddziale Konrada Błaszczyńskiego „Bończy”, a w końcu Ignacego Chmieleńskiego. Poległ prawdopodobnie pod Szczekocinami 4 grudnia 1863 r. Jednym z ostatnich dowódców powstańczych na Lubelszczyźnie był Józef Przychański „Chaimek”, który jeszcze 4 maja 1864 r. stoczył zwycięską potyczkę z kozakami między Krasnymstawem a Łęczną. Wkrótce jednak i on poległ.

Żydzi należeli również do żandarmerii narodowej. Władze carskie schwytały 10 z nich, a jednym z ostatnich aresztowanych, najdłużej pozostających w służbie powstańczej, był Lejb Lipman, powieszony 14 kwietnia 1864 r. w Suwałkach.

Michał Landy, zdjęcie pośmiertne wykonane 9 kwietnia 1861

Zamknijmy ten krótki przegląd przypomnieniem jeszcze jednej biografii. Oto do najsłynniejszych, wielokrotnie przywoływanych (choćby w wierszu Cypriana K. Norwida „Żydowie polscy”) przykładów zbratania polsko-żydowskiego w czasie poprzedzającym powstanie styczniowe należy zdarzenie z 8 kwietnia 1861 r. Tego dnia w Warszawie odbył się uroczysty pogrzeb sybiraka Ksawerego Stobnickiego. Kiedy pokojowa demonstracja patriotyczna dochodziła z Powązek do placu Zamkowego, żołnierze rosyjscy oddali do niej salwę. Padło wielu zabitych, w tym ksiądz niosący krzyż. Wówczas to żydowski uczeń gimnazjalny, 17-letni Michał Landy, podniósł krzyż z ziemi. Nie utrzymał go długo, padając po cięciu pałaszem. Zaraz potem druga salwa wystrzelona w bezbronny tłum powaliła następnych demonstrantów. Od niej też zginął dzielny gimnazjalista.

Artykuł został opublikowany w 1/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.