Świat wielkiej rzezi. Broń XX w. przeciw taktyce XIX w.

Świat wielkiej rzezi. Broń XX w. przeciw taktyce XIX w.

Australijska piechota pod Ypres we wrześniu 1917 r.
Australijska piechota pod Ypres we wrześniu 1917 r.
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak
Dodano: 
Generał Douglas Haig cenił tylko atak, toteż zdobył kilkanaście kilometrów zrytego lejami błota i stracił 325 tys. żołnierzy.

W I wojnie światowej, która rozgorzała ponad 100 lat temu na przełomie lipca i sierpnia, po jednej stronie stanęły Francja, Rosja i Wielka Brytania (ententa), a po drugiej Niemcy i Austro-Węgry (państwa centralne). Tych pierwszych wsparły m.in. Serbia, Belgia, Japonia, Włochy, Rumunia, Grecja, a w kwietniu 1917 r. USA, natomiast drugich – Turcja i Bułgaria. Przemysły zbrojeniowe głównych uczestników wojny dostarczyły do 1918 r.: 27,6 mln karabinów, 1,076 mln karabinów maszynowych, 151,7 tys. dział, 18,1 tys. moździerzy, 340 tys. samochodów, 181,9 tys. samolotów, 9,2 tys. czołgów, 1051 mln pocisków artyleryjskich i 47,7 mld nabojów karabinowych.

Broń nowej epoki

Taktyka największych nawet armii europejskich nadal tkwiła w epoce napoleońskiej, z uderzeniami zwartych kolumn piechoty włącznie. Tymczasem karabin maszynowy Maxime kładł pokotem szeregi nacierających, a armaty, haubice i moździerze kalibru od 75 do ponad 400 mm rozrywały wszystko, co żyje, na kawałki w odsłoniętym terenie. Aby atakować ze wsparciem broni maszynowej, skonstruowano w 1915 r. ręczne i lekkie karabiny maszynowe (niemiecki Bergmann i francuski Chauchat). Nasycenie bronią maszynową i artylerią lawinowo wzrastało, aby osiągnąć liczbę paru tysięcy szybkostrzelnych dział prowadzących nawałę ogniową, a potem ogień zaporowy podczas ofensywy.

Po raz pierwszy zastosowano gazy bojowe – chlor, fosgen, iperyt – rozprowadzane z wiatrem z butli, a później miotane w pociskach artyleryjskich. Dla osłony skonstruowano maski przeciwgazowe. Straszną bronią okazały się miotacze płomieni. Nową bronią były zaś czołgi, z początku nieruchawe na błotnistych polach, z czasem udoskonalane w zakładach Vickers i Renault. Naprawdę rolę czołgu docenili jednak dopiero Niemcy w następnej wojnie... Obok zaprzęgów końskich i kolei pojawiły się w transporcie samochody ciężarowe i osobowe.

Czytaj też:
Walka do utraty sił

Na niebie zaś miejsce sterowców i balonów obserwacyjnych coraz częściej zajmowały samoloty. Najpierw obserwacyjne, potem bojowe – myśliwskie i bombowe. Pierwszy pojedynek w powietrzu rozegrał się zresztą już 5 października 1914 r., kiedy pilot francuski strącił niemieckiego. Specjaliści od takich walk, którzy zniszczyli więcej niż pięć maszyn wroga, zwani byli asami. Nie walczono już zwykłym ckm-em instalowanym na kadłubie, ale strzelającym przez skrzydło. Niezwyciężony był zwłaszcza Manfred von Richthofen latający na czerwonym trójpłatowcu i dlatego zwany „czerwonym baronem”. Zestrzelono go z ziemi tuż przed końcem wojny...

Na morzu rządziły pancerniki i krążowniki pancerne o potężnej artylerii w obrotowych wieżach, pozwalających na ostrzał z obu burt. Anglicy wprowadzili dzięki nim blokadę Niemiec i choć w jedynej walnej bitwie obu flot wiosną 1916 r. koło Jutlandii ponieśli większe straty, to jednak strategicznie utrzymali swą dominację. Z ciekawszych walk morskich trzeba wymienić rejs niemieckiej eskadry admirała Maximiliana von Spee z Chin na południe Pacyfiku, zwycięskie starcie z Brytyjczykami pod Coronelem u wybrzeży Chile i zagładę w grudniu 1914 r. pod Falklandami, gdzie okręty Kaiserliche Marine zostały sprytnie wciągnięte w zasadzkę przez wysyłającego rozkazy z Londynu admirała Johna Fishera. Większe zagrożenie dla transportów morskich stanowiła niemiecka flota podwodna, która posłała na dno alianckie statki i okręty o łącznej pojemności przekraczającej 11 mln BRT. Z 360 U-Bootów, które zostały zbudowane, 178 zostało zatopionych podczas działań wojennych. Ciekawy był rejs nowoczesnych krążowników SMS „Goeben” i „Breslau”, które uciekły z Morza Śródziemnego do Stambułu, tam zostały... podarowane sułtanowi i pod banderą turecką siały postrach i zniszczenie wśród rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Zarówno ten podarunek, jak i 15 mln funtów w złocie przekonały Turków do wystąpienia po stronie państw centralnych.

W sztabie i w polu

Ani plany strategiczne, ani wynikające z nich założenia taktyczne żadnej ze stron nie zakładały długiej wojny pozycyjnej. Francuzi zamierzali ruszyć na Alzację i Lotaryngię, utracone w 1871 r., i – jak mówili – zmyć hańbę tamtej klęski. Lewą flankę frontu miały chronić ziemie neutralnej Belgii. Z kolei pruski feldmarszałek Alfred von Schlieffen zaplanował rzucić gros sił właśnie przez Belgię, zająć Paryż i posuwając się na południe, zwinąć wysunięte na wschód armie francuskie. Po wygranej na froncie zachodnim wojska II Rzeszy miały zostać przerzucone na wschód i rozbić Rosjan. Siły Austro-Węgier, dowodzone przez feldmarszałka Franza Conrada Hötzendorfa, powinny w tym czasie pokonać Serbię i związać Rosjan na ziemiach polskich.

Schlieffen nie zakładał ani oporu Belgów, ani – co najważniejsze – przystąpienia do wojny Wielkiej Brytanii. Założenia okazały się mylne: Belgowie walczyli, a Brytyjczyków oburzyła brutalność najazdu. Od dawna zaniepokojeni byli też rozbudową Kaiserliche Marine, która zagrażała dominacji Royal Navy na morzach i oceanach, kolonializmem niemieckim w Afryce i na Pacyfiku oraz dążeniem Berlina do hegemonii w Europie. W ciągu miesiąca korpus brytyjski był już na kontynencie i wsparł Francuzów, którzy na początku września obronili Paryż nad Marną (głównodowodzący Joseph Joffre) i zmusili Niemców do odwrotu. Nastąpił teraz wyścig ku morzu spowodowany chęcią oskrzydlenia wroga.

Czytaj też:
Pruski walec na marne

W efekcie powstał front o długości 700 km, biegnący przez północno-zachodni skrawek Belgii (Ypres), północno-wschodnią Francję i dalej ku Wogezom przez Szampanię. W ciągu czterech lat linia frontu zachodniego przesuwała się już nieznacznie mimo prób przeprowadzenia wielkich ofensyw, powodujących ogromne straty w ludziach. Marszałek polny lord Horatio Kitchener musiał wprowadzić – tak jak w innych mocarstwach – nieznaną na Wyspach powszechną służbę wojskową, a zginął rychło potem (1916) na zatopionym przez U-Boota krążowniku HMS „Hampshire”.

Niemcy przegrali nad Marną głównie dlatego, że głównodowodzący (szef sztabu) Helmut von Moltke wycofał z nacierających wojsk dwa korpusy i przerzucił je na front wschodni, gdzie dwie armie rosyjskie zaatakowały w końcu sierpnia Prusy Wschodnie. Dwukrotnie mniej liczni Prusacy zdołali tu pod dowództwem Paula von Hindenburga i Ericha Ludendorffa rozbić najpierw w rejonie Olsztyna, Olsztynka i Nidzicy armię Aleksandra Samsonowa (nazwali to bitwą pod Tannenbergiem, co miało być rewanżem za Grunwald), a następnie rozprawili się nad Wielkimi Jeziorami z armią Pawła von Rennekampfa. Zaważyły brak współdziałania obu dowódców rosyjskich, fatalne dowodzenie, bezcelowe ganianie głodnych, zmęczonych, źle zaopatrzonych żołnierzy po lasach i bezdrożach.

Artykuł został opublikowany w 3/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.