Zwyczajny faszyzm
  • Marcin WolskiAutor:Marcin Wolski

Zwyczajny faszyzm

Dodano: 
Manifestacja
Manifestacja Źródło: PAP / Maciej Kulczyński
Zadziwiające, że w obecnej retoryce politycznej, szczególnie w przypadku opozycji, używa się wyłącznie stopnia najwyższego. Już samo określenie opozycja totalna jest przesadą grubą jak noga słonia. Określenia „tragedia”, „katastrofa”, „śmierć demokracji” padają tak często, że przestały wywoływać jakiekolwiek wrażenie.

Zastanawiam się, po jakie słowa sięgnęliby dzisiejsi krasomówcy, sypiącymi na prawo i lewo etykietkami w rodzaju „faszyzm”, gdyby rzeczywiście przydarzył nam się ktoś na miarę Erdoğana, Putina czy Kim Dzong Una. Być może ich rozrzutność wynika z tego, że taka dyktatura w naszej części świata jest niemożliwa, albo wiedzą, że gdyby rzeczywiście doszło do zamachu na demokrację, nie przeżyliby jednego dnia na wolności.

Swoją drogą, jaką pogardę muszą żywić do elektoratu wymachujący tego rodzaju etykietkami? Średnio wykształcony licealista wie, czym był faszyzm, o nazizmie nie wspominając. Czy w dzisiejszej Polsce występuje choć jeden drobny element z tamtych systemów – czy są więźniowie polityczni, czy nie ma wolności mediów? Na razie opozycja posiada w nich zdecydowaną przewagę.

Fakt, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi w kraju z przewagą wyznawców katolicyzmu śpiewa: „My chcemy Boga” lub odmawia Różaniec, nie oznacza agresji przeciwko komukolwiek. Wszelkie gminy wyznaniowe rozwijają się bez przeszkód, mniejszości seksualne mają swoje kluby, a na uczelniach łatwiej przychodzi wygłaszać referaty z pozycji gender niż antygender. Najzabawniejsze, że żądania „aby było tak, jak było” najczęściej padają z ust tych, którzy do niedawna dysponowali prawie pełnym monopolem w zakresie mediów, edukacji, kultury. Nikt, łącznie z rzeczywiście wykluczanymi (np. wyrzucanymi z mediów, sekowanymi na uczelniach), nie krzyczał wtedy o faszyzmie, co najwyżej o draństwie i zmowie elit.

Coraz częściej spotykam się z opinią, że sukces obozu dobrej zmiany prawica zawdzięcza swoim przeciwnikom. Ich nietolerancji i niewyobrażalnej hucpie. To oni swymi atakami wylansowali marsze niepodległości, spopularyzowali liderów. Aż strach pomyśleć, do czego mogą doprowadzić dalej – wskrzesić antysemityzm, rzeczywistą ksenofobię, zmusić władzę do naciągania prawa. Obserwuję, jak z zapałem godnym lepszej sprawy, nie wyciągając żadnych wniosków ze swych klęsk, nadal próbują obrażać i prowokować Polaków. Mogę tylko żywić cichą nadzieję, że im się nie uda.

Artykuł został opublikowany w 47/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także