Kino moralnego uwiądu
  • Marcin WolskiAutor:Marcin Wolski

Kino moralnego uwiądu

Dodano: 
Magdalena Sroka
Magdalena Sroka Źródło: PAP / Marcin Obara
W środowisku filmowym rozbrzmiewają histeryczne głosy o skandalu, jakim jest odwołanie pani Magdaleny Sroki ze stanowiska szefowej PISF. Moim zdaniem o wiele większym skandalem było jej powołanie.

Jednak rozumiem ministra Glińskiego, że zaakceptował nominację (rzutem na taśmę na kilka dni przed wyborami w 2015 r.) zastępczyni prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego na stanowisko dystrybutorki kurka z pieniędzmi dla twórców filmowych.

Chyba w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, że wyciągnięta ręka w geście zgody ze środowiskiem zostanie odczytana jako gest słabości i już od pierwszych dni będzie kąsana ze wzmagającą się agresją przez przeciwników dobrej zmiany. W efekcie resort za pośrednictwem własnej agencji przez dwa lata wspierał front walki ze sobą, konserwował patologiczne układy kilku cwanych geszefciarzy i sponsorował beztalencia, na których filmy nikt przytomny nie kupiłby jednego biletu. Dlaczego trwało to tak długo? Prawdopodobnie dlatego, że szefom resortu bliski był duch koncyliacji, wsparty naiwną wiarą, że współpraca jest w interesie wszystkich, podobnie jak dobro polskiej kultury.

Niestety, owo otwarcie spotkało się jedynie z agresją i drwiną, której przejawy widać było na rozmaitych galach, a których ukoronowaniem okazał się list pani Sroki. A co będzie dalej? Prawdopodobnie protesty przygasną, a środowisko przegrupuje siły. Będzie lepiej, ale tylko trochę, bo obawiam się, że pojawią się nowi cwaniacy, gotowi zbijać forsę na bogoojczyźnianych gniotach, lub artystyczni hochsztaplerzy mydlący oczy rzekomym artyzmem. Tymczasem, moim skromnym zdaniem, istotnym zadaniem państwowego mecenatu nie jest wspieranie filmów wyłącznie „ważnych” czy wysmakowanych artystycznie, bez oglądania się na widza.

Narodowa kinematografia powinna dostarczać przede wszystkim pierwszorzędnych dzieł gatunków drugorzędnych, obrazów adresowanych do szerokiego widza, atrakcyjnych, acz na poziomie, ściągających tłumy, zarazem jednak umiejętnie służących wartościom narodowym i ideowym. Tak jak to robi od lat kinematografia amerykańska i (proszę się nie krzywić) rosyjska. Pragnąc bowiem przerobić zjadaczy chleba w aniołów, warto uczyć się nawet od diabła.

Artykuł został opublikowany w 42/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także