ŁUKASZ WARZECHA: Czy z sędziami w Polsce jest faktycznie tak źle, że trzeba aż tak głęboko przebudować system, sięgając po metody budzące kontrowersje i opór?
MARCIN WARCHOŁ: Zmiany systemu, do których doszło w ciągu ostatnich kilkunastu lat, szły w kierunku całkowitego „uwłaszczenia się” sędziów na sądownictwie, z Sądem Najwyższym włącznie. Stworzono eksterytorialny sektor władzy państwowej, zapominając o zasadzie trójpodziału władzy, której pogwałcenie paradoksalnie zarzucają nam dzisiaj nasi przeciwnicy.
Według obowiązującej dotąd ustawy o Sądzie Najwyższym (SN) jego sędziowie mają przemożny wpływ na to, kto zostanie sędzią Sądu Najwyższego (SSN), ponieważ w pierwszej kolejności decyduje Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. Nie ma żadnego czynnika spoza środowiska. SN oderwał się też od jakichkolwiek powiązań z władzą wykonawczą i ustawodawczą, a tym samym z suwerenem, którym jest naród. Pojawiały się już nawet propozycje, aby SN samodzielnie dokonywał wyboru swoich prezesów oraz I prezesa, a prezydent był tu tylko notariuszem. Dzisiaj to głowa państwa ma tu decydujący i suwerenny głos.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.