Uniwersytet bez wolności

Uniwersytet bez wolności

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Jerzy Marcinkowski

W wolnym świecie zakłócanie wykładów na uniwersytetach jest traktowane jako element swobody wypowiedzi. W Polsce takie działania są traktowane jak przestępstwo.

Uniwersytet zaprasza do wygłoszenia wykładu gościa o kontrowersyjnych poglądach. Albo o kontrowersyjnej przeszłości. Grupa osób oburzonych tym zaprosze- niem przychodzi na wykład i przerywa go głośnym protestem. To na uczelniach wolnego świata scenariusz normalny. Nie ma miesiąca, żeby się gdzieś nie zrealizował. Zapytajcie Google o „lecture disrupted by protesters”.

Po każdym takim incydencie zaczyna się na zainteresowanej uczelni dyskusja. Najsilniej są w niej oczywiście reprezentowane oba rodzaje poglądów łatwych: „Jak można zapraszać taką świnię” albo „Dwa tuziny kiboli nie będą nam dyktować, kogo mamy słuchać”. Często pojawiają się też głosy ciekawsze – o tym, jak należy godzić dwie ważne wartości cywilizowanego świata. Prawo do nieskrępowanej akademickiej debaty z prawem oburzonej (części) opinii publicznej do pokojowego, ale słyszalnego protestu. (...)

Cały artykuł dostępny jest w 25/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także