W najnowszym Do Rzeczy prezentujemy kolejny głos w debacie na temat Okrągłego Stołu, tym razem Krzysztofa Wyszkowskiego. W numerze 11. dyskusję rozpoczął Rafał Matyja, który napisał, że ugoda opozycji ze stroną rządową nie była aktem założycielskim III Rzeczypospolitej, lecz jedynie taktycznym porozumieniem. W numerze 12. Bronisław Wildstein podważył tę tezę, pisząc między innymi, że „»światłe« elity z obu stron muszą się porozumieć, aby Polskę zmodernizować i zeuropeizować oraz zapobiec jej »populistycznemu« dryfowi. Wychwalany dotychczas lud polski, który stworzył fenomen Solidarności, nagle został uznany za niebezpieczny żywioł”. Dyskusję w numerze 13. kontynuował Łukasz Warzecha, który stwierdził, że opozycyjna elita cierpiała na syndrom sztokholmski, czyli nie była w stanie zerwać układów, gdy pojawiła się okazja.
Krzysztof Wyszkowski: (...) Hadko słuchać, jak Matyja, 25 lat po imprezie zorganizowanej przez Kiszczaka w Pałacu Namiestnikowskim, opowiada, że Okrągły Stół „nie był podstawą III RP ani w swych dosłownych ustaleniach, ani w duchu, który towarzyszył jego obradom”. Hm, żywego i utuczonego na katastrofie smoleńskiej ducha nowej targowicy widzieli przecież wszyscy, gdy Bronisław Komorowski wyrzucał krzyż z Krakowskiego Przedmieścia, a Donald Tusk szarże swojej barbarzyńskiej wielkomiejskiej kozaczy- zny na modlących się patriotów nazywał „radosnym happeningiem”. O obowiązy- waniu „ustaleń”, i to nie tylko w sprawach polskich, ale aktualnych w całej Europie Środkowej i Wschodniej, mogliśmy się przekonać, gdy Radosław Sikorski straszył Majdan: „Wszyscy będziecie martwi”, jeżeli nie uznacie prezydentury Janukowycza, co było dosłownym powtórzeniem gróźb Rakowskiego z 1989 r., że „30 tysięcy ludzi pójdzie do piachu”, jeżeli Jaruzelski nie zostanie ogłoszony prezydentem. (...)