• Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Gry imperialne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gry imperialne
Gry imperialne
Putin nie zatrzyma się na Krymie. W rękach Ukraińców leży dziś los całego odradzającego się rosyjskiego imperium.

Najskuteczniejsze groźby to groźby niezrealizowane, tak jak najlepszymi kompromatami są te trzymane w ukryciu – bo pozwalają cichym szantażem osiągać pożądane rezultaty. Z tego punktu widzenia rosyjskie wojska stojące u granic Ukrainy to broń lepsza od wojsk, które już na nią wkroczyły i niosą wojnę. Jednak stosując tę samą logikę, czy groźba desantu na Krym nie była w takim razie lepszą bronią od oddziałów rosyjskich maszerujących ulicami Symferopola i Sewastopola? A jednak w chwili, gdy piszę te słowa, na Krymie jest już 30-tysięczny korpus rosyjski.

Rozpad Ukrainy uważany był jeszcze na początku lat 90. XX w. za całkiem możliwy, zdaniem niektórych miał być tylko kwestią czasu. W styczniu Richard Pipes w rozmowie z „Do Rzeczy” określał prawdopodobieństwo takiego scenariusza na 10–15 proc. Podczas ukraińskiej rewolucji komentatorzy zwykle podkreślali jednak, że rozpad jest niemożliwy, by nagle odkryć, iż jest inaczej: Wiktor Janukowycz miał wszak po ucieczce z Kijowa ogłosić w Charkowie, że legalny rząd jest tam, gdzie on, a jego decyzję mieli wesprzeć zgromadzeni tam deputowani z Partii Regionów. Nic z tego nie wyszło, więc rozpad Ukrainy znów ogłoszono niemożliwym, co zmieniło się raz jeszcze w chwili, gdy Putin nakazał agresję na Krym.

Powiedzmy zatem wyraźnie: rozpad Ukrainy już stał się faktem, ponieważ Rosja zagarnęła właśnie jej część – Krym – i nie zamierza oddać. Wręcz przeciwnie, jak najszybciej chce nadać swej agresji pozory legitymizacji (nielegalne referendum). (...)

Cały artykuł dostępny jest w 11/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także