Podlizując się młodości
  • Andrzej HorubałaAutor:Andrzej Horubała

Podlizując się młodości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podlizując się młodości
Podlizując się młodości
Film „Kamienie na szaniec” Roberta Glińskiego trzeba uznać za  manipulację. Sprzedawany jako kino lektur szkolnych dokonuje de facto destrukcji wychowawczego przesłania powieści Aleksandra Kamińskiego.

Do „Kamieni na szaniec” każdy chyba ma stosunek osobisty. Mówił o tym przed specjalnym seansem dla sponsorów i dziennikarzy reżyser

Robert Gliński, świadom wagi rozstrzygnięć, jakie wskutek tego pokazu zapadną. Przy „Kamieniach” nachodzi bowiem człowieka ochota, by się nadąć. Ale jak to zrobić? Czy z radością i dumą obwieścić, że film wpisuje się w pasmo zwycięstw polskiej polityki historycznej oraz dołącza do takich fenomenów odzyskiwania pamięci jak „Powstanie Warszawskie” Lao Che, sukces Muzeum Powstania Warszawskiego, produkcje Tadka Solo, płyty o żołnierzach i pannach wyklętych, działalność grup rekonstrukcyjnych? Czy więc podchwycić narrację samego reżysera, który choć 60-letni, prezentuje swój film jako patriotyczny przekaz dla młodych ludzi i opowiada, że wyczuwa ich świat? Czy przeciwnie: przyznać, że rację mają zarzucający filmowi fałsz reprezentanci środowisk harcerskich i wycofujący swe nazwiska z napisów końcowych konsultanci i spadkobiercy?

OFIARA CAŁOPALNA

Te dwie skrajne postawy, każda przecież patriotyczna, miały towarzyszyć projekcji w kinie Atlantic, na którą wprost z ferii zimowych ściągnięty zostałem i ja. Zostawiwszy żonę i dzieci, przybywszy wprost z błotnistych stoków Zakopanego, niczym kiper bezcenny na degustację rzadkiego wina, miałem wśród innych wybornych znawców i patriotów rozstrzygnąć, która ze stron ma rację. A może przypisać Robertowi Glińskiemu iście demoniczny spisek? Że podlizując się zarówno salonowi, od którego wszak wyciągnął część pieniędzy, jak i opozycji, gdzie wysoko ulokował brata o pseudonimie Profesor Gliński, grając na dwa fronty, zagrał się na śmierć i zaproponował kompromis, w którym nie do końca wiadomo, o co kaman?

Cały artykuł dostępny jest w 9/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także