Po stronie skrzywdzonych
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Po stronie skrzywdzonych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po stronie skrzywdzonych
Po stronie skrzywdzonych
Zbigniew Romaszewski widział na własne oczy w latach 70., jak władza mści się na robotnikach. Nie poprzestał na politycznych dyskusjach w inteligenckim gronie. Do rodzin szykanowanych przez władze jeździł z pomocą. Najpierw do Radomia, potem po całej Polsce. Ideałom KOR był wierny do końca. Zmarł w Warszawie, miał 74 lata.

(...) „Żyjąc w świecie nauki w Warszawie, zupełnie sobie nie wyobrażałem tak głębokiej nędzy, jaką zobaczyłem w Radomiu. Ogromne przeżycie. Byłem wtedy u Józka Szczepanika na ulicy Koszarowej, to taki slums, który dzisiaj już nie istnieje, byłem u Chomickich, rodziny jednego z oskarżonych w dużym procesie radomskim [...]. Ci ludzie byli zepchnięci na margines, nazywani warchołami, obrzucani błotem, mówiono, że są lumpami, że są marginesem itd. W tej atmosferze ktoś, kto przychodził i chciał nieść jakąś pomoc, niekoniecznie materialną – ja wtedy pieniędzy jeszcze nie miałem – był dla nich objawieniem. Tak nawiązały się pierwsze kontakty, a ja poczułem się tym ludziom po prostu potrzebny”- wspominał po latach Romaszewski.

Miał szczęście. W czasie swoich wyjazdów do Radomia ani razu nie został zatrzymany czy wylegitymowany. Jednak po pewnym czasie stało się dla niego jasne, że bezpieka ma go na celowniku. W typowym dla SB wulgarnym stylu rozpoczęło się rozpracowywanie małżeństwa Romaszewskich.

„O tym, że zostałem przez organa ścigania zidentyfikowany, przekonałem się dopiero 17 marca 1977 r., w moje imieniny. Wtedy to Zosia dostała list, mówiący o tym, że tak naprawdę to ja wcale nie niosę pomocy radomiakom, tylko że jeżdżę tam po prostu do kochanki. Co gorsza, miałem właśnie tę kochankę zdradzać z inną. Biedaczka nie mogła tego wytrzymać i z rozpaczy napisała do mojej żony list. Wtedy wiedziałem już na pewno, że zostałem namierzony, i w związku z tym zacząłem działać jawnie”.

Wtedy to skończył się czas pomagania z doskoku. Zbigniew Romaszewski stał się sygnatariuszem uchwały o powołaniu Komitetu Samoobrony Społecznej KOR. Tak zaczęła się żmudna dysydencka codzienność. (...)

Cały artykuł dostępny jest w 8/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także