8/2014: Trzeba go było powiesić

8/2014: Trzeba go było powiesić

Dodano:   /  Zmieniono: 
8/2014: trzeba go było powiesić
8/2014: trzeba go było powiesić
Trynkiewicz powinien wisieć. Teatr ponurego absurdu wokół jego uwolnienia pokazuje, do czego prowadzą terror „humanitaryzmu” i  ideologiczne zaczadzenie elit III RP małpujących Europę – pisze w  najnowszym „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz. W numerze m.in. o  kompromitacji państwa w sprawie Mariusza Trynkiewicza i o tym, jak historia pedofila i mordercy w ciągu kilku dni z filmu grozy zmieniła się w żenującą i groteskową telenowelę.Ponadto w nowym „Do Rzeczy” Joachim Brudziński o strategii PiS na czekający nas maraton wyborczy, Mariusz Staniszewski o tym, dlaczego wciąż zarabiamy tak mało, Piotr Semka o Zbigniewie Romaszewskim, a  Bronisław Wildstein o tym, dlaczego niezawisłość Ukrainy jest polską racją stanu.

Mariusz Trynkiewicz powinien od ponad ćwierć wieku nie żyć. Jego wina nie budziła wątpliwości, ohyda popełnionej zbrodni i zachowanie po niej dowiodły całkowitej oraz nieodwracalnej deprawacji, wyrok był prawomocny i nikt nie kwestionował jego zasadności. Należało go wykonać – pisze w nowym „Do Rzeczy Rafał A. Ziemkiewicz. Przyczyn, dla których ostatecznie wyroku nie wykonano, publicysta dopatruje się w ideologicznym obłędzie. Tak nazywa upór części działaczy ówczesnego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, by, skoro magdalenkowa wspólnota interesów nie pozwalała dokonać faktycznego, ustrojowego odcięcia wolnej Polski od PRL, zastąpić je aktem symbolicznym − amnestią dla przestępców kryminalnych. Także dla sprawców najbardziej odrażających zbrodni. Z łaski nowej elity politycznej wszystkie orzeczone wyroki śmierci zamieniono „państwowo” na 25 lat więzienia. Bez żadnej analizy skutków – podkreśla Ziemkiewicz. I dodaje, że w korowodzie gadających głów, które przewijały się i przewijają przez media, komentując najróżniejsze aspekty sprawy Trynkiewicza, nie brakuje promotorów amnestii sprzed ćwierćwiecza. Czy którykolwiek uderzył się w pierś, przyznał do błędu, oświadczył, że wiara w abolicjonizm, czyli błogosławione skutki „humanitaryzowania” prawa karnego, była ideologicznym złudzeniem? – pyta Ziemkiewicz.

Tymczasem Mariusz Trynkiewicz w ubiegły wtorek po odsiadce 25 lat wyszedł na wolność. Nie wiadomo, jak długo będzie się nią cieszył. Dopiero 3 marca sąd rozstrzygnie, czy pozostanie wolny, czy jednak zostanie uznany za osobę z zaburzeniami psychicznymi i będzie izolowany. Przez najbliższy miesiąc Trynkiewicz będzie jedną z najlepiej strzeżonych osób w kraju. Ryzyko, że znów kogoś skrzywdzi, jest porównywalne z tym, że ktoś postanowi dokonać na nim samosądu za jego potworne zbrodnie z przeszłości – pisze w „Do Rzeczy” Kamila Baranowska. I zauważa, że w USA wraz z wyjściem takiego zbrodniarza na wolność informacja o tym, gdzie przebywa, oraz aktualne jego zdjęcie trafiłyby do wszystkich okolicznych mieszkańców. W Polsce tę rolę musiały wziąć na siebie tabloidy. Na razie zakończyła się pierwsza faza sprawy Trynkiewicza. Zakończyła się jego zwycięstwem, bo w tym wyścigu z czasem i państwem to on pierwszy dobiegł do mety, za którą była wolność – mówi „Do Rzeczy” kryminolog prof. Brunon Hołyst. O show ze zbrodniarzem w roli głównej - w nowym „Do Rzeczy”.

W nowym numerze tygodnik również wywiad z Joachimem Brudzińskim, posłem, przewodniczącym Komitetu Wykonawczego PiS. Wiele razy komentatorzy i publicyści ogłaszali koniec PiS. Ba, Jarosław Kaczyński był nazywany politykiem starym i wypalonym już na początku lat 90 – mówi Brudziński. I podkreśla, że celem partii politycznej nie jest survival, ale sprawowanie władzy. Aby ją sprawować, trzeba być przygotowanym, by na drugi dzień po przejęciu władzy wiedzieć, co dalej robić. Można nas nie lubić, można wyśmiewać i krytykować, ale nie można powiedzieć, że nie mamy programu. Mamy, i to jako jedyni. Nie będziemy robić szopek, aby przekonać wyborców. Będziemy posługiwać się instrumentami, które daje nowoczesny marketing polityczny, ale nie będzie przerostu formy nad treścią – zapowiada. Przyznaje, że Donald Tusk i PO mają ciągle wielki potencjał mobilizowania własnego elektoratu i nie wolno tego lekceważyć. Natomiast tymi, którzy mogą przeszkodzić nam w zdobyciu samodzielnej większości, są moi byli koledzy (…) Niestety, największym ostatnio politycznym oszustwem jest wmawianie wyborcom, że jest potrzebne jakieś drugie płuco na prawicy. Dlatego tak dużo mówimy o SP i partii Jarosława Gowina, aby uświadomić prawicowym wyborcom, że głos oddany na te dwie partie jest de facto głosem oddanym na Tuska – podsumowuje. O wyborczych planach i celach Prawa i Sprawiedliwości z Joachimem Brudzińskim rozmawia Piotr Gursztyn.

O maratonie wyborczym „Do Rzeczy” pisze także w części gospodarczej tygodnika. Bo jednym z głównych tematów rozpoczynającego się wkrótce maratonu wyborczego będą zarobki. Już teraz politycy wszystkich barw prześcigają się w obietnicach. Premier Donald Tusk ogłosił, że ma rozpisany plan na każdy miesiąc, jak z Polski zrobić potęgę, a z Polaków ludzi o średnich europejskich zarobkach. Od zapowiedzi minęły trzy miesiące i chyba nikt nie zauważył, żeby był realizowany jakiś szczegółowy program zmiany kraju. Prezes PiS Jarosław Kaczyński stawia na podnoszenie płacy minimalnej. Nawet Janusz Palikot na chwilę oderwał się od marihuany oraz związków gejowskich i wyrzucił z siebie plan podniesienia zarobków rodaków. Spowolnienie gospodarcze i malejąca siła nabywcza złotówki sprawiły, że z poczucia dobrobytu lat 2006-2008 niewiele zostało. Mimo że pracujemy coraz wydajniej, a firmy w Polsce są coraz lepiej zarządzane – płace nie rosną szybciej niż w UE czy choćby u średniaków. Dlaczego, pracując ciężko, nie zmniejszamy dystansu między nami a resztą Europy – w „Do Rzeczy” pisze Mariusz Staniszewski.

Na łamach tygodnika także wspomnienie o Zbigniewie Romaszewskim. W lipcu 1976 r., miesiąc po protestach robotników w Radomiu i Ursusie, Romaszewski spotkał na ulicy Henryka Wujca, który wybierał się na proces wytoczony robotnikom. „Heniek opowiadał, że spotkał w sądzie rodziny ludzi uwięzionych i że są one całkowicie bezradne, pozbawione środków do życia. Nie mają jakiejkolwiek wiedzy prawnej, czasem nie wiedzą nawet, jak się pisze podania. I wtedy właśnie narodziła się idea pomocy” – mówił po latach Romaszewski. W krótkim czasie skrzyknęła się grupa, która miała pomóc zaszczutym rodzinom aresztowanych. Jesienią zaczęły się wyprawy Romaszewskiego do Radomia z pieniędzmi dla rodzin aresztowanych. Po latach chłonąłem jego opowieści o tamtym okupowanym przez bezpiekę mieście, o Radomiu „sinym jak zbite pałką ludzkie plecy” (…) o rodzinach, które najpierw przyjmowały pomoc, a po pogróżkach bezpieki zastraszonym głosem błagały, żeby dać im spokój i nie przychodzić, bo bezpieka może w końcu zabić kogoś z nich – pisze Piotr Semka. Wspomnienie o Zbigniewie Romaszewskim – na łamach „Do Rzeczy”.

Z kolei Bronisław Wildstein zabiera głos w debacie na temat relacji polsko-ukraińskich, w których nie brakowało konfliktów. Ich ostatnim, najbardziej krwawym akordem były masakry Polaków dokonywane przez banderowców. O tym musimy pamiętać. Jednak pamięć nie powinna zamykać nas w błędnym kole odwetu. Polską racją stanu jest powstanie niepodległej, funkcjonującej w orbicie kultury zachodniej Ukrainy. Pozbawiona jej Rosja nie będzie już dawnym imperium. Przestanie nam zagrażać i stanie się dużo bardziej podatna na zasadniczą zmianę, czyli na demokratyzację i transformację imperialnego impulsu w usprawnienie państwa oraz budowę jego zasobności – pisze Wildstein. I dodaje, że wchłonięcie naszego sąsiada przez Moskwę lub jednoznaczne, na wzór Białorusi, podporządkowanie go sobie wpłynie na niestabilność regionu i stanie się zagrożeniem dla Polski. Walka o niepodległą Ukrainę jest więc działaniem na rzecz naszej niepodległości. Ze wszystkich względów lepiej jest prowadzić ją nam na terenie naszego sąsiada – podkreśla

publicysta „Do Rzeczy”.

Cały wywiad opublikowany jest w 8/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także