W Niebie nie ma demokracji
  • Tomasz P. TerlikowskiAutor:Tomasz P. Terlikowski

W Niebie nie ma demokracji

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Niebie nie ma demokracji
W Niebie nie ma demokracji
Z Michaelem H. Brownem, amerykańskim dziennikarzem zajmującym się badaniem zjawisk duchowych i stanów bliskich śmierci rozmawia Tomasz P. Terlikowski. Cała rozmowa dostępna jest w świątecznym wydaniu Do Rzeczy.

Obawia się pan śmierci?

Myślę, że w nas wszystkich są jakieś obawy. Jednak nie obawiam się śmierci samej w sobie. Boję się raczej o siebie, o moje dalsze losy. Boję się, czy jestem wystarczająco oczyszczony, by ją przyjąć.

Jednym słowem obawia się pan Sądu Bożego?

Nie powiedziałbym, że się go boję, ale raczej, że wciąż robię wszystko, by się lepiej do niego przygotować. Chciałbym też odnieść się do pojęcia „sąd”, jakiego pan użył. Jak wynika z niemal wszystkich relacji osób znajdujących się w stanie śmierci klinicznej, nie powinniśmy w ogóle mówić o sądzie, ale raczej o przeglądzie, przypomnieniu całego życia.

We wszystkich relacjach powraca obraz Boga jako istoty przepełnionej miłością. I stając wobec Niego po śmierci, patrzymy na własne życie przez pryzmat spojrzenia samego Boga i w tym świetle dostrzegamy prawdę o tym, kim jesteśmy. Jeśli więc musimy w ogóle mówić o jakimś sądzie, to sami jesteśmy swoimi sędziami, a nasz osąd jest oświetlony światłem samego Boga. (...)

Tyle że o ile Kościół w swojej dogmatyce mówi o stanie po śmierci, o tyle wcale nie jest jasne, że przywoływane przez pana opisy są rzeczywiście opisami doświadczenia osób martwych... Jeśli ktoś umarł, to nie żyje, a jeśli żyje, to nie umarł.

Oczywiście fakt, że ktoś powrócił do świata żywych, jest najlepszym dowodem na to, że nie umarł. Jednak jako dziennikarz analizuję doświadczenia ludzi w stanie śmierci klinicznej i dostrzegam w nich ogromną powtarzalność i regularność. I to one pomagają mi zrozumieć, co zachodzi po śmierci. W wielu tych relacjach pojawia się informacja o tym, że dusza natyka się na nieprzekraczalną granicę, poza którą nie może się przemieścić. I właśnie ten mur jest sygnałem, że osoby, o których mówimy, nie doświadczyły prawdziwej śmierci. (...)

Nie zamierzam kwestionować tego, że mózg nie działa, ale jeśli śmierć ostateczna nie nastąpiła, to nadal funkcjonujemy w obrębie cielesności, biologii. Czy to nie oznacza, że ta cielesność broni naszą świadomość przed nieuniknionym i nieznanym, produkując wspólne dla wszystkich obrazy?

To oczywiście pierwsze pytanie, które trzeba sobie zadać, gdy zajmuje się doświadczeniami bliskimi śmierci – Czy przypadkiem nie jest to mechanizm obronny? Jednak jeśli dzieci, które nigdy nie spotkały swoich dziadków, spotykają ich po tamtej stronie i od razu wiedzą, kogo widzą, to nie sposób tego wyjaśnić czysto biologicznie, bo nie ma biologicznych mechanizmów przekazywania tego typu wiedzy. Osoby doświadczające takich stanów potrafią również z dokładnymi szczegółami opisać to, co działo się z ich ciałem na sali operacyjnej w trakcie śmierci klinicznej, a nawet opowiadają o tym, co działo się w poczekalni, gdzie przebywali ich najbliżsi, oczekując na wynik operacji. Te opisy są nie tylko prawdziwe, ale także naszpikowane szczegółami, których oni nie mogli usłyszeć od innych. Tylko te opowieści wskazują, że te doświadczenia nie mają z biologią nic wspólnego. (...)

A skąd wiemy, że te wizje nie są zwodami złego ducha?

Gdy doświadczamy jakichś spotkań z rzeczywistością duchową, nigdy nie mamy pewności co do jej pochodzenia. Złe moce mogą nie tylko podszywać się pod wizje dusz, ale także występować pod pozorem postaci Matki Bożej.

I jak rozpoznać złego?

Bez względu na to, jakie są nasze podejrzenia co do pochodzenia tego ducha, zawsze powinniśmy przyjąć wersję najgorszą, czyli jego pochodzenia demonicznego... A potem trzeba sięgnąć po starą zasadę: „Po owocach ich poznacie”. I to jest jedyna norma oceny objawień.

Nie do końca. Oceniając objawienia, zawsze oceniamy także ich zgodność z nauczaniem Kościoła.

Tak, to też prawda. Oba te elementy są istotne... (...)

Trudno też nie zadać pytania o to, czy wizja zaświatów, jaka wyłania się ze świadectw osób znajdujących się w stanie bliskim śmierci, nie jest za bardzo optymistyczna. Kościół jasno naucza o istnieniu nie tylko nieba, ale także piekła. A tak się jakoś składa, że ta mroczna, dramatyczna możliwość jest niemal w świadectwach nieobecna. Ci ludzie mają zazwyczaj wizję nieba, a piekła niemal nigdy.

To jest problem, choć zdarzają się także wizje piekielne. Ja także przedstawiam je w swojej książce. Jednak rzeczywiście nie sposób nie zadać pytania, dlaczego tylko 10 proc. doświadczeń osób w stanie bliskim śmierci miało charakter przykry, piekielny. Być może powodem jest to, że pełne objawienie ciężaru, znaczenia wieczności nastąpi dopiero po ostatecznym przejściu na drugą stronę, poza barierą, o istnieniu której mówiliśmy na początku. Ci ludzie jeszcze przez nią nie przeszli, nie wiedzą więc jeszcze w pełni, co ich za nią czeka. Mistycy, co też warto przypomnieć, jeśli nawet mają wizję piekła czy czyśćca, to i tak najpierw widzą niebo.

Bo elementem cierpień piekielnych jest świadomość tego, co się straciło w niebie?

Jest to zdecydowanie częścią cierpienia w czyśćcu.

Wróćmy jeszcze do tej granicy, ściany, która oddziela nawet ludzi w stanie bliskich śmierci od wieczności. Z tego, co pan mówi, jasno wynika, że w istocie – mimo setek zapisanych stron – my nadal nic nie wiemy o tym, co jest za ową ścianą...

Coś jednak wiemy. Ludzie, którzy doświadczają tych stanów, mówią na przykład o tym, że w niebie są poziomy, kolejne szczeble. I o tym samym mówi nam św. Paweł. Oczywiście takie myślenie może oburzać zwolenników fałszywego demokratyzmu, ale jest faktem, że w niebie są różne poziomy... (...)

Cały wywiad dostępny jest w 47-48/2013 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także