• Piotr GursztynAutor:Piotr Gursztyn

Król Jarosław

Dodano:   /  Zmieniono: 
Król Jarosław
Król Jarosław

To nie Donald Tusk jest centralną postacią polskiej polityki. Jest nią Jarosław Kaczyński. Bez Tuska wszystko wyglądałoby podobnie, bez Kaczyńskiego runąłby cały obecny system polityczny- pisze w najnowszym wydaniu Do Rzeczy Piotr Gursztyn.

- Układanie list najbardziej wpływowych osób w Polsce nie ma sensu. Wprawdzie to Donald Tusk rządzi, decyduje o wydawaniu pieniędzy, rozdaje stanowiska, ale częściej prowadzi politykę w odniesieniu do Jarosława Kaczyńskiego niż Kaczyński w odniesieniu do Tuska. Donald Tusk jest wymienialny, Jarosław Kaczyński nie. Pozycja Tuska wynika z tego, że pełni on funkcję naczelnego antykaczysty kraju. Robi to doskonale, sam poniekąd wykreował tę funkcję, lecz łatwo wyobrazić sobie, że ktoś inny także by ją skutecznie pełnił.

Swoją władzę Donald Tusk legitymizował odwołaniem się do dwóch „zagrożeń”, przed którymi rzekomo broni Polskę. Pierwsze to kryzys, drugie to prezes PiS. Zwolennicy premiera – sprzymierzone z nim media, przedstawiciele establishmentu, kibicujący mu celebryci – nie traktują poważnie odwołań do walki z kryzysem. Przywołują je z rzadka jako argument w debatach z przeciwnikami obecnego premiera, ale sami nie uważają tego za powód do wspierania Tuska. Przeciwnie – słychać stamtąd narzekania na jego decyzje lub zaniechania, choćby w sprawie OFE. Natomiast ci sami ludzie „zagrożenie” ze strony Kaczyńskiego uważają za zupełnie realne i bardzo niebezpieczne dla nich samych. Z tego powodu mogą psioczyć na Tuska – tak jak na przykład całkowicie przez niego lekceważeni ludzie kultury czy ekonomiści bądź świat biznesu. Jednak i tak będą go wspierać. Przynajmniej do czasu, gdy znajdzie się nowy równie sprawny i silny antykaczysta. Wtedy może dojść do wymiany.

Centralną pozycję Kaczyńskiego i możliwość budowania kariery w roli naczelnego antykaczysty wyczuło już przed laty kilku innych polityków. Bronisław Komorowski przed rokiem 2005 nie był znany z brutalnych ataków na przeciwników politycznych. Zaatakował Kaczyńskich jako pierwszy, jeszcze przed rozmowami koalicyjnymi PiS i PO. Aż do wyboru na stanowisko prezydenta konsekwentnie krytykował i wyzłośliwiał się nad obu braćmi. To nie był tylko emocjonalny odruch. Inną osobą, która szybko wyczuła tę sposobność do budowy własnej pozycji, był Janusz Palikot, który i teraz – mając własną partię – dalej stara się zdobyć serca tych wyborców, dla których nienawiść do Kaczyńskiego jest zasadniczą motywacją polityczną. (...)

Platforma jednak zużywa się z oczywistych powodów. Jest już niemal pewne, że nie uda jej się ponownie sformować rządu tylko z PSL. W roli niezbędnego uzupełnienia wyrwy w antykaczystowskim froncie obsadza się Leszka Millera i SLD. Politycy tej partii sami mówią, że ostatnie ich zwyżki sondażowe i rosnąca przewaga nad partią Palikota to nie tylko wynik tego, że dysponują lepszymi kadrami i sprawniejszymi strukturami. Ten czynnik jest bardzo ważny, lecz nie rozstrzygający. SLD zaczyna być wspierany jako przyszły koalicjant Tuska. Sprzyjające Platformie media i dziennikarze z coraz większym szacunkiem traktują polityków SLD, szczególnie Millera. – Pompowanie Millera w „Faktach” jest obrzydliwe – zauważył niedawno na Twitterze były szef OBOP Wojciech Pawlak. Niby to szczegół, ale dobrze oddający ostatni trend. Papierek lakmusowy dziennikarstwa prorządowego, czyli Janina Paradowska, też inaczej traktuje dziś Millera. Był czas, gdy SLD chciał budować swoją pozycję na ostrej kontrze wobec PO, więc Miller był przez nią wyśmiewany lub besztany. Ostatnio znów stał się miłym partnerem do rozmów politycznych. (...)

Jednak ta zwyżka SLD to zwiastun śmierci dla Twojego Ruchu. Janusz Palikot i partia traci także dlatego, że nikt z szeroko pojętego establishmentu nie widzi go w roli niezbędnego elementu koalicji antykaczystowskiej. Wspomniana Paradowska ostro zbeształa wystąpienie Palikota w czasie debaty budżetowej, choć w jego wystąpieniu nie było niczego, co odstawałoby od tego, jak zachowuje się opozycja w każdym parlamencie. Partia Palikota nie jest widziana jako potencjalny koalicjant, bo jest nieprzewidywalna i ma bardzo słabe kadry. Komuś może się wydawać, że jest skreślana z listy potencjalnych koalicjantów, gdyż nie rokuje dobrego wyniku w każdych kolejnych wyborach. Tylko że jest to mylenie skutków z przyczyną. Słaby wynik to koniec „pompowania”, z którego Palikot korzystał na początku swojej działalności. Jest jeszcze jeden paradoks związany z jego środowiskiem. Pozornie sprzeczny, bo wynikający z tego, że w wyborach europejskich na kandydatów z listy związanej z Palikotem – czyli Europę Plus – może paść sporo głosów, które wcześniej uzyskałaby Platforma. Z tego powodu Palikot i patron tej inicjatywy Aleksander Kwaśniewski są obwiniani o działalność rozbijacką.

Janusz Palikot jest świadomy tej sytuacji. Zaczepiany przez dziennikarzy, nawet tylko żartem, że jest sojusznikiem PiS na przykład w odwoływaniu ministra zdrowia, reagował na to zawsze alergicznie. On i inni politycy TR stale wygłaszają formułkę, że to oni są prawdziwą i jedyną opozycją wobec PiS, a Tusk „tylko to udaje”. To nie jest przejaw nieporadności retorycznej, to ma być stały przekaz. Jeszcze ważniejsze jest powtarzane z uporem maniaka twierdzenie, że TR to jedyna partia, która wsadzi do więzienia Antoniego Macierewicza. Wypowiedzi, według których nikt inny nie chce walczyć z Macierewiczem, oraz próba stworzenia zespołu ds. ścigania likwidatora WSI – bo w ten punkt chce uderzyć Palikot – to przemyślane działania. Palikot próbuje rozpaczliwie obronić się przed wyrzuceniem z antykaczystowskiego frontu. (...)

Czytaj także