Rodzina śmigłowców dla Polski
Artykuł sponsorowany

Rodzina śmigłowców dla Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters
Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters Źródło: Małgorzata Kraków-Okine
Z Krzysztofem Krystowskim, wiceprezesem Leonardo Helicopters, właściciela PZL-Świdnik rozmawia Dariusz Styczek.

W roku 2016 bardzo dużo mówiło się o bezpieczeństwie i obronności Polski. Szerokim echem odbił się przetarg na śmigłowce wielozadaniowe, w którym akcja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Dwie polskie firmy wchodziły w rok 2016 z przegranej pozycji, a wielkim zwycięzcą wydawał się być Airbus. Na koniec 2016 r. sytuacja jest diametralnie inna. Rozumiem, że cieszą się państwo z decyzji rządu?

Bardzo dobrze oceniamy decyzję premiera Morawieckiego o odrzuceniu propozycji offsetowych Airbusa, co spowodowało zamknięcie przetargu śmigłowcowego. Zawsze twierdziliśmy, że propozycje przemysłowe Świdnika były najlepsze, bo dla przemysłu i gospodarki lepiej jest kupować w kraju, niż liczyć na obietnice inwestycyjne składane na papierze.

Czy uważa pan, że offset Francuzów był słaby?

Nie oceniam oferty konkurentów, ale jestem przekonany, że korzyści z zakupów w kraju zawsze przewyższają jakikolwiek offset. Offset jest ostatecznością towarzyszącą zakupom uzbrojenia z importu tylko wtedy, kiedy polscy producenci nie są w stanie dostarczyć odpowiedniego uzbrojenia polskiemu wojsku. Gdy taka sytuacja ma miejsce i offset występuje, to powinien odpowiadać przede wszystkim potrzebom państwa polskiego, a nie służyć komfortowi zagranicznego dostawcy. Mówię to, sam będąc dostawcą.

Pan chwali te decyzje, jednak Ministerstwo Obrony Narodowej było atakowane przez opozycję za decyzję o zamknięciu przetargu śmigłowcowego…

Dziwią mnie ataki na MON za decyzje offsetowe Ministerstwa Rozwoju, chociaż po zamknięciu postępowania wszystkie nowe decyzje zakupowe są już w gestii MON. Mnie bardzo podoba się podejście MON, które odeszło od błędnej, w moim przekonaniu, koncepcji zakupu jednego śmigłowca do wielu zróżnicowanych misji. Zawsze twierdziłem, że wojsko musi otrzymać śmigłowce specjalistyczne i jeśli np. piloci Marynarki Wojennej są przyzwyczajeni do dużych Mi-14, to muszą otrzymać rozwiązanie co najmniej tak dobre, a nawet lepsze niż śmigłowce, które dzisiaj użytkują. Nie wolno nikomu ograniczać możliwości operacyjnych tych wojsk, dostosowując śmigłowiec morski do prostszych rodzajów misji, np. wojsk lądowych.

Czy to oznacza, że Świdnik zaproponuje w nowym przetargu większy śmigłowiec?

Tak, to oczywiste rozwiązanie wychodzące naprzeciw potrzebom użytkowników. Mamy rozwiązanie, o którym bez przesady mogę powiedzieć, że jest najlepszym śmigłowcem morskim świata. A mowa o śmigłowcu AW101, w wersji angielskiej znanym jako Merlin. To maszyna, która nie tylko pod każdym względem przewyższa parametry śmigłowców obecnie używanych przez polską marynarkę, lecz także każdego innego konkurencyjnego śmigłowca oferowanego polskiej armii. To helikopter o ogromnym zasięgu, pozwalającym na efektywną kontrolę całego Morza Bałtyckiego, posiadający najbardziej zaawansowane wyposażenie do zwalczania okrętów podwodnych i nawodnych oraz realizacji misji poszukiwawczo- ratowniczych. To także jedyny śmigłowiec z obecnie biorących udział w przetargu, który ma tylną rampę, tak bardzo potrzebną i oczekiwaną przez marynarzy oraz wojska specjalne. W końcu AW101 to śmigłowiec, który wykorzystują i zamawiają najbardziej wymagające marynarki świata, na czele z Wielką Brytanią, a także Włochami, Kanadą, Japonią czy Norwegią.

Brzmi to interesująco, ale Świdnik już w poprzednim przetargu był krytykowany za zbyt długi deklarowany termin dostawy. Czy nie jest tak, że marynarka będzie musiała czekać na te śmigłowce długo?

Absolutnie nie. Pierwsze śmigłowce mogą być dostarczane w ciągu niespełna roku od podpisania umowy. A kolejne sukcesywnie. Co jest bardzo ważne, to fakt, że AW101 istnieje zarówno w wersji poszukiwawczo-ratowniczej, w tym w wersji CSAR [misje poszukiwawczo-ratownicze na polu walki – przyp. red.], oraz zwalczania okrętów podwodnych i nawodnych, dlatego może być dostarczony znacznie szybciej niż konkurencyjny śmigłowiec, który wersji ZOP [zwalczania okrętów podwodnych – przyp. red.] jeszcze nie ma. Proszę sobie wyobrazić, że efektem poprzedniego przetargu, gdyby doszło do jego realizacji, byłoby nie tylko oczekiwanie latami na śmigłowiec, którego nie ma, lecz także finansowanie prac badawczo-rozwojowych nad nim dla zagranicznego producenta.

Krytycy MON pod kierownictwem ministra Macierewicza uważają, że zakup wielu specjalistycznych maszyn musi być droższy od wyboru jednego śmigłowca, choćby ze względu na koszty logistyki i użytkowania. Brzmi to logicznie, nie sądzi pan?

Nie zgadzam się z tą tezą. W moim przekonaniu celem MON jest zakup śmigłowców bardziej dostosowanych do potrzeb wojska, przeprowadzanie szybkiego procesu dostawy, nabycie maszyn od polskich producentów i jak najniższy koszt zakupu. Wszystkie te cztery cele możliwe są do osiągnięcia jednocześnie i uważam, że dzisiejsze kierownictwo MON idzie dokładnie tą drogą.

No ale jednak „na chłopski rozum” wydaje się, że kupienie jednego typu śmigłowca jest tańsze…

To są właśnie mielizny „chłopskiego rozumu”. Jeśli założymy, że jeden śmigłowiec ma spełniać wymagania wszystkich użytkowników jednocześnie, w tym także tych, którzy koniecznie potrzebują śmigłowca dużego i droższego, tak jak polska Marynarka Wojenna, to wtedy narażamy się na to, że zadania dużo mniej wymagające, czyli te, do których realizacji można zastosować śmigłowiec ekonomiczny, będą wykonywane przez maszynę za dużą i za drogą do tych zadań. To tak, jakby indywidualny użytkownik kupił sobie autobus do codziennej jazdy po mieście i podwożenia dzieci do szkoły…

Jakie są gwarancje dla polskiego MON, że spółki PGZ będą podmiotami zaangażowanymi w projekt?

PGZ jest najważniejszym partnerem nie tylko Świdnika, lecz także całej grupy Leonardo w Polsce. Mamy podpisane porozumienie o współpracy przemysłowej, a co bardzo ważne: duża część potencjalnej współpracy jest dedykowana łódzko-dęblińskiemu WZL1. Dla tej firmy korzyści z wyboru naszych śmigłowców przez MON będą znacznie większe niż w przypadku zamkniętego już postępowania.

Zgodnie z tym, co powiedzieliśmy wcześniej, że jedna platforma odchodzi do lamusa, rozumiem, ze PZL-Świdnik będzie oferował więcej niż jeden śmigłowiec.

Oczywiście. Nadal proponujemy polskiej armii AW149, obecnie najnowocześniejszy średni śmigłowiec wielozadaniowy na świecie, który łączy w sobie bardzo wiele zalet, m.in. kompaktowe rozmiary, łatwość obsługi, modułową konstrukcję, gwarancję najwyższego bezpieczeństwa dla załogi śmigłowca i przewożonych żołnierzy. A więc śmigłowiec nowoczesny, ekonomiczny i bezpieczny. A wracając do współpracy z PGZ i faktu, że mamy do czynienia z tak nowoczesnym produktem jak AW149, to jest to doskonała okazja do włączenia naszych kolegów z PGZ do wspólnego rozwoju systemów tego śmigłowca. Jestem przekonany, że wspólnie możemy stworzyć nowy, prawdziwie polski śmigłowiec wielozadaniowy na bazie AW149.

Czyli współpraca przemysłowa z grupą PGZ, jak wynika z pana słów, to ważny element myślenia Świdnika o budowaniu oferty dla polskiej armii?

Rzeczywiście tak jest i uważam, że stać nas wspólnie z grupą PGZ na rozwijanie kolejnych projektów śmigłowcowych o znaczeniu międzynarodowym. Marzy mi się jako Polakowi, a nie tylko menedżerowi PZL-Świdnik, żebyśmy wspólnie z partnerami polskimi, a także międzynarodowymi, przystąpili do budowy nowych typów śmigłowców, zarówno dla polskiego MON, jak i klientów zagranicznych. Uważam, że dysponujemy odpowiednim potencjałem w Polsce, a jak uczy doświadczenie – współpraca zawsze przynosi wiele dobrego.

À propos współpracy, efektem waszej kooperacji z polskim przemysłem obronnym jest śmigłowiec Głuszec. To chyba nie najlepsza wizytówka synergii płynącej ze współpracy? Sporo mówiło się w mediach o opóźnieniach w dostawach tych śmigłowców.

Rzeczywiście mieliśmy spore opóźnienia w oddaniu drugiej partii śmigłowców Głuszec, ale to są właśnie blaski i cienie współpracy z wieloma partnerami. Bycie finalnym integratorem, jakim jest PZL-Świdnik, ma swoje zalety, ale też jest obarczone ryzykiem odpowiedzialności za błędy i opóźnienia wszystkich uczestników projektu. Trzeba też dodać, że druga partia głuszców była ich kolejną wersją rozwojową, która dzięki temu projektowi jest teraz gotowym produktem. Nowe głuszce mogą być dostarczone znacznie szybciej, czyli w ciągu mniej więcej roku od podpisania kontraktu. Zwracam uwagę, że Głuszec to obecnie najnowocześniejszy śmigłowiec na wyposażaniu w polskiej armii. Dzięki współpracy z ITWL i PGZ ma zintegrowany system uzbrojenia, dobry karabin z Tarnowa, głowicę obserwacyjną itd. Gdybyśmy wspólnie ze skarżyskim MESKO i firmą Rafael dozbroili ten śmigłowiec w rakiety przeciwpancerne Spike, co pokazaliśmy na tegorocznych targach MSPO w Kielcach, to Głuszec stałby się bardzo ważnym elementem systemu obrony Polski. Nie tracę nadziei, że tak będzie.

Podobno Świdnik pracuje obecnie nad śmigłowcem bezzałogowym. Twierdzicie w wielu materiałach, że jest to największy śmigłowiec bezzałogowy w Europie. Czy to nie są tylko przechwałki? Czy w Polsce rzeczywiście możemy produkować najnowocześniejsze produkty w Europie?

Zaskakujące, a jednak to prawda. Jesteśmy twórcami największego śmigłowca bezzałogowego w Europie, który obecnie jest promowany na kilku rynkach zagranicznych. Mamy nadzieję, że także polskie MON zainteresuje się tą konstrukcją.

Koniec roku to czas podsumowań i planów na kolejny rok. Z jakimi postanowieniami noworocznymi i marzeniami wchodzi PZL-Świdnik w rok 2017?

Mam nadzieję, że 2017 będzie dobrym rokiem dla współpracy PZL-Świdnik z naszym najważniejszym klientem, czyli polskim MON. Oferujemy w miejsce jednej platformy jedną rodzinę śmigłowców od polskiego producenta, ważnego partnera polskich sił zbrojnych, jakim jest Świdnik. Przypomnę tylko, że ponad 80 proc. śmigłowców dostarczonych polskiej armii w ciągu ostatnich 10 lat to helikoptery naszej produkcji. Rodzina śmigłowców, o której mówię, to: zaczynając od najmniejszego SW-4, także w wersji bezzałogowej, przez Głuszca zbudowanego wspólnie i uzbrojonego we współpracy z polskim przemysłem, a kończąc na najnowocześniejszym AW149 i największym AW101. Wojsko ma z czego wybierać. A ja jestem przekonany, że lepiej kupować śmigłowce u jednego polskiego producenta, wspierając w ten sposób miejsca pracy w naszym kraju, niż eksportować miejsca pracy za granicę. I to są moje życzenia na 2017 r.

Artykuł został opublikowany w 51/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także