W Absurdistanie stanowcze "non possumus" francuskich biskupów
  • Wojciech GolonkaAutor:Wojciech Golonka

W Absurdistanie stanowcze "non possumus" francuskich biskupów

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Domena Publiczna
O radykalnym ograniczeniu swobody kultu we Francji wraz z prowadzeniem nowego lockdownu pisałem trzy tygodnie temu w podsumowaniu „Zamordyzm w białych rękawiczkach”. W międzyczasie postępowanie rządu spowodowało protesty tysięcy katolików w całej Francji, a także – co jest wyczynem naprawdę godnym odnotowania – wściekłość jednego z najbardziej spolegliwych episkopatów na świecie. Ten właśnie dokonał otwartej rebelii, wzywając księży i wiernych do nieposłuszeństwa wobec niesprawiedliwych praw Republiki.

30 października Francję obejmuję drugi lockdown, z ponownym zakazem uczestnictwa w aktach kultu religijnego. Absurd pierwszy: w kraju, gdzie możliwość praktyki religijnej jest swobodą prawnie chronioną, w niedzielę rano można iść kupić sobie grilla do Leroy Merlin, ale nie można iść do kościoła na Mszę. Na Wszystkich Świętych władza przymyka jeszcze oko na celebracje, a biskupi liczą na szybką wygraną przed Radą Stanu, przed którą złożyli skargę na rozporządzenie rządu, jednak 7 listopada Rada utrzymuje ją w mocy, choć nakłada także na premiera obowiązek dokonania nowych ustaleń z przedstawicielami wyznań do 16 listopada oraz wypracowanie nowych reguł. Premier zwleka z konsultacjami do ostatniego dnia, w międzyczasie szeregowi katolicy zaczynają coraz liczniej protestować w całej Francji, domagając się swobody praktyki religijnej i dostępu do sakramentów. Protesty te przybierają formę publicznych, gorliwych modlitw, wśród uczestników widać dużo młodzieży oraz szeregowych kapłanów. Do akcji wkracza jednak Gérald Darmanin, minister spraw wewnętrznych, grożąc, że protestujący będą karani mandatami bez taryfy ulgowej. Ale w czasie lockdownu we Francji wciąż istnieje możliwość organizowania manifestacji i zgromadzeń publicznych, z której zamierzają korzystać protestujący, działający dotychczas spontanicznie.

Prefekci policji, odpowiadający za bezpieczeństwo wewnętrzne w poszczególnych departamentach, zaczynają jednak odmawiać zezwoleń na manifestacje z powodu rzekomego zakazu modlitwy w przestrzeni publicznej zważywszy na świeckoś

państwa. Dochodzi do kolejnego absurdu: we Francji można wyjść na ulicę, aby wykrzyczeć „precz z Macronem”, ale nie można na tej samej ulicy wołać: „my chcemy Boga”; można klękać do woli w ramach manifestacji Black Live Matters, ale nie można przyklęknąć z różańcem w ręku. MSW zapowiada nową świecką inkwizycję: policjanci mają rozstrzygać co jest modlitwą, a co nią nie jest, i wlepiać mandaty protestującym wedle swego teologicznego rozeznania. Manifestacje są kontynuowane, jednak część organizatorów rzeczywiście rezygnuje ze zbiorowej publicznej modlitwy. W tym czasie świat obiega poruszające zdjęcie księdza w sutannie spowiadającego młodego katolika w strugach deszczu w Nantes, w czasie jednej z manifestacji.

Interesiki we własnym kącie

Podczas gdy kilku biskupów patrzy przychylnie na manifestacje, inni roztropnie doradzają owieczkom, aby poczekać, wierząc, że episkopatowi uda się wypracować nowe status quo z rządem. Postępowcy z kolei krytykują niepotrzebne napięcia i prowokacje ze stronny katolików. Po konsultacjach z 16 listopada arcybiskup Michel Aupetit z Paryża otwiera niespodziewanie ogień do wiernych, tłumacząc w radiu Notre-Dame, że obostrzenia wynikają z nieprzestrzegania obostrzeń sanitarnych przez niektóre wspólnoty, a także przez upieranie się przy przyjmowaniu Komunii św. do ust w czasie epidemii („Ci, którzy w swoim kącie robią sobie własny interesik, uniemożliwiają wszystkim braciom uczestniczenie we Mszy”). Katolicy popadają w dezorientację, a dziennikarze wykazują niedorzeczność słów arcybiskupa, który najwyraźniej został podpuszczony przez rządowych ekspertów (nagrania „niesanitarnych” Mszy przedstawione przez rząd, to w rzeczywistości jedno wideo z Martyniki, i trzy z Bayonne, z czego jedno datowane na 2019 r.; wszystkie zaś z poza okresu lockdownu). Następnego dnia, być może celem odwrócenia uwagi od swej wypowiedzi, puszczenia oczka do rządu, tudzież zwrócenia na siebie uwagi Watykanu (w końcu ordynariusz Paryża wciąż nie załapał się na kapelusz kardynalski, a czas biegnie), arcybiskup, który dotąd opowiadał się za odbudową katedry Notre-Dame wedle stanu pierwotnego, rzuca w eter pomysł reorganizacji wnętrza i witraży wedle wymogów współczesności. Katolicy ponownie wpadają w konsternację, konserwatorzy zabytków także (witraże katedry są wszak objęte ochroną), a dziennikarze szydzą tym razem z pomysłu plastikowych krzeseł w katedrze, podświetlanych ledowymi lampkami.

Szeregowi proboszczowie nie czekają na decyzje swoich przełożonych i w swoim kącie robią sobie własny interesik, umożliwiając swoim braciom dostęp do Mszy. Po pierwszym lockdownie obiecali wiernym, że drugi raz nie zostawią ich bez sakramentów i zamierzają dotrzymać słowa. 21 listopada dziennik Le Parisien publikuje reportaż z „nielegalnej” Mszy w regionie paryskim, a sprawujący ją ksiądz wikary opowiada dziennikarzom, że w jego diecezji ok. 25% kapłanów sprawuje takie Msze dla wiernych. Z zachowaniem rygoru sanitarnego. Zapytany o opinię rzecznik episkopatu stanowczo odcina się od tych kapłanów i podobnych nieodpowiedzialnych prowokacji. Jednocześnie trybunały w Clermont-Ferrand i w Paryżu zaczynają orzekać, że zakazy manifestacji ze względu na ich religijny charakter nie mają żadnych podstaw we francuskim prawie, więc młodzież śpiewa w najlepsze Salve Regina pod paryskim kościołem Saint-Sulpice, pełniącym obecnie funkcję zastępczej katedry z powodu prac w spalonej Notre-Dame. Francuzi skłonni do przekory wobec władzy, tym bardziej władzy technokratów oderwanych od rzeczywistości, coraz bardziej życzliwie patrzą na postulaty przywrócenia swobody religijnej.

Robi się naprawdę gorąco

Ogólna atmosfera dolewa zresztą oliwy do ognia – we Francji nie tylko spada liczba zachorowań, ale okazuje się, że - wbrew zapowiedziom prezydenta, w czasie drugiej fali w ogóle nie zbliżono się do przewidywanego przez naukowców z Instytutu Pasteura minimalnego szczytu reanimacji i zgonów. Jednocześnie francuski film dokumentalny „Hold-Up” o epidemii COVID-19, krytykujący posunięcia rządu i oskarżający Big-Pharmę, bije rekordy popularności, zmuszając polityków do kontrataku i oskarżeń o teorie spiskowe. Mniejsza z tym, czy film jest godny uwagi, mainstreamowa stacja telewizyjna LCI w programie Davida Pujadasa podaje statystyki wskazujące, że ani godzina policyjna, ani lockdown nie miały wpływu na spadek zachorowań we Francji, a w ramach „coup de grâce” podano także wyniki analiz wód z miejskich ścieków pod kątem śladów koronawirusa, z których wynika, że druga fala była w zasadzie w odwrocie już od 17 października, na dwa tygodnie przed wprowadzeniem lockdownu…

Ostra krytyka rządu, krusząca się większość parlamentarna, rozgoryczenie przedstawicieli branży najbardziej dotkniętych lockdownem, katolicy na ulicach, lewica na ulicach – przeciw prawu „o globalnym bezpieczeństwie”, a na dodatek sondaż ukazujący, że były ceniony szef sztabu generalnego, emerytowany generał Pierre de Villiers, nadawałby się na poważnego kontrkandydata Emmanuela Macrona w wyborach prezydenckich w 2022 r. Tego już za dużo, rząd musi zdecydowanie poluzować lockdown i napięcie. We wtorek 26 listopada prezydent Marcon łaskawie oznajmia: w aktach kultu religijnego – a więc i w Mszach – będzie mogło uczestniczyć do trzydziestu wiernych. Miara niezależna od powierzchni świątyni w kraju jednych z największych na świecie katedr i kościołów – oto absurd trzeci, Absurdistan to zresztą coraz bardziej popularne określenie na Francję pod rządami Emmanuela Macrona ze strony jego krytyków, zarówno z prawa, jak i z lewa.

Biskupi, do tej pory cierpliwi i wyczekujący, nabierają rumieńców gniewu. Jednak jeszcze tego samego dnia Przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji publikuje krótki komunikat informujący, że rozmawiał z prezydentem i w czwartek 28 listopada nastąpi korekta tej decyzji przy okazji zapowiedzi luzowania lockdownu. Pałac Elizejski odpowiada przeciekami do mediów, wedle których prezydent był przekonany, że te trzydzieści osób to był konsensus wypracowany między premierem a przedstawicielami kultu religijnego. Zaszło nieporozumienie, uspokójmy się i wszystko będzie dobrze.

Wystrychnięci na dudka

28 listopada premier Jean Castex ogłasza częściowe zniesienie restrykcji. Najróżniejsze sklepy i galerie handlowe mogą ponownie otworzyć swoje drzwi dla klientów przy zachowaniu proporcji jednej osoby na osiem metrów kwadratowych, hurra! Jednocześnie premier podtrzymuje decyzję limitu trzydziestu osób w miejscach kultu – biskupi wpadają w osłupienie. Episkopat, któremu daleko było do bastionu reakcji czy katolickiej ortodoksji, wybucha jak wulkan. Z każdej części Francji słychać bezapelacyjne „non possumus”. Arcybiskup Strasburga Luc Ravel ironizuje: „Chociaż ukończyłem tylko Politechnikę [najbardziej prestiżowa szkoła techniczna Francji], myślałem, że znam matematyczną regułę trzech i potrafię zastosować proporcjonalną obecność do naszych ogromnych kościołów. Dowiedziałem się, że nie potrafię”. Biskup Norbert Turini z Pérpignan na południu sygnalizuje, że jego księża nie będą księgowymi, a on bierze odpowiedzialność za nich wszystkich; wtóruje mu arcybiskup Pierre d’Ornellas z Rennes w Bretanii, który wprost nakazuje swym księżom przyjmować wszystkich wiernych, zachowując dotychczasowe normy sanitarne. Arcybiskup Paryża odpuszcza póki starania o kardynalat i zaczyna mówić jak człowiek, to znaczy biskup: „Miara się przelała, wystarczy”; a czyniąc aluzję do niejednokrotnych ataków islamskich na chrześcijan we Francji dodaje: „I tak islamski terroryzm wchodzi do naszych kościołów, aby nas zamordować, podcina się nam gardło, podcina się gardło pokojowo nastawionym ludziom, którzy przychodzą się pomodlić. Być może p. Darmanin naśle policjantów z pałami w czasie Mszy, byłby to zaskakujący widok. Zobaczymy”.

Jawny bunt

Jeszcze w czwartek wieczorem prezydium Konferencji Episkopatu podejmuje decyzję: rozporządzenie rządu jest pozbawione realizmu i jest niewykonalne; zamiast limitu 30 osób, będziemy respektować miarę 30% obłożenia kościołów, czyli tyle, ile proponowaliśmy w rozmowach z rządem. Rzecznik episkopatu, ten sam, który kilka dni wcześniej grzmiał o nieodpowiedzialności swoich współbraci, mówi teraz o episkopacie „w pełni rozgniewanym”. Prawdą jest, że rząd bawił się z biskupami w ciuciubabkę, podczas gdy zwykli wierni i księża mieli o wiele mniej złudzeń. Komentatorzy bez ogródek przyznają, że prezydent Macron właśnie zdołał wkurzyć jedną z najbardziej legalistycznych grup społecznych we Francji, której przywódcy otwarcie wzywają do nieposłuszeństwa wobec państwa.

W piątek kilku biskupów z osobna, jak i Konferencja Episkopatu w imieniu wszystkich, zaskarża to kolejne rozporządzenie do Rady Stanu. Rozprawa ma miejsce w sobotę 28 listopada. Pytana przez prowadzącego rozprawę prawniczka reprezentująca rząd nie wie jakie są podstawy decyzji o limicie trzydziestu osób, strona rządu nie przedstawia też naukowych podstaw tej decyzji, nie ma także dowodów na to, że kościoły były ogniskami zakażeń. Ze strony skarżących idą bezlitosne porównania: w kościele Saint-Sulpice w Paryżu przy trzydziestu osobach otrzymujemy miarę 205 metrów kwadratowych na osobę podczas gdy po otwarciu wszystkich sklepów w niedzielę rano sklep sieci Fnac (prasa, rozrywka, RTV, AGD) w okolicy Pól Elizejskich może przyjąć na raz 604 osoby…

Sędzia zapowiedział ogłoszenie wyroku w sobotę późnym wieczorem, tudzież w niedzielę rano. Jednak biskupi już przekroczyli Rubikon i wydali stosowne polecania. Rada Stanu może jedynie załagodzić lub zaognić sprawę. W Roku Pańskim2020 zaczął się Adwent, jakiego we Francji już dawno nie było.

Czytaj też:
Tuż przed katastrofą – weekendowe kowidki
Czytaj też:
Bezlitosna odpowiedź dziennikarza na wpisy Jażdżewskiego

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także