Piruety na dotacjach
  • Łukasz ZboralskiAutor:Łukasz Zboralski

Piruety na dotacjach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneŹródło:Shutterstock
Resort rozwoju chce rozdać start-upom 3 mld zł. Poprzedni rząd też rozdawał setki milionów na „innowacje”. Zamiast rozkręcania gospodarki wyszło skandaliczne marnotrawstwo, którego do dziś nikt nie rozliczył. Co uda się teraz?

Start-up – to brzmi nowocześnie, a przecież nie oznacza nic innego jak początkującą firmę, która ma pomysł na biznes. Od dawna takie powstawały i czasem osiągały sukces właśnie głównie dzięki pomysłowi, bo przecież nie każdy młody przedsiębiorca w Polsce może liczyć na milion złotych od ojca na rozkręcenie biznesu.

Tak było np. z olsztyńską firmą Zortrax, która opracowała własną drukarkę 3D i zebrała najpierw pieniądze na pomysł na portalu crowdfundingowym. A gdy dostała kontrakt od Della, udało jej się sprzedać obligacje inwestorom za 6 mln zł. Niedawno znalezieniem inwestora pochwaliła się krakowska firma Silvair, która ma siedzibę w USA. Producent oświetlenia, które potrafi zbierać dane (np. o poruszaniu się ludzi po obiekcie), stał się interesujący dla Trigon TFI, które zainwestowało w polską firmę w przeliczeniu blisko 40 mln zł.

Dla raczkujących biznesmenów jest jeszcze trzecia droga – skoro nie mają bogatego ojca ani inwestora, to pieniądze na rozwój mogą wyłożyć podatnicy z Unii Europejskiej w ramach dotacji. Centralny interwencjonizm to jednak droga najbardziej kręta i przekonaliśmy się już o tym podczas rządów PO-PSL. Urzędnicy rozdali wówczas setki milionów złotych. Te z „Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka 8.1” wydane zostały głównie na projekty serwisów internetowych.

Patrząc na ich obszerną listę, można by zakładać, że Polska jest już internetową potęgą. W praktyce wydaliśmy jednak dotacje na mizerne i wtórne pomysły. Gdy wytykano to jeszcze w czasie publikacji zwycięskich projektów (lata 2010–2011), argumentowano, że przecież zaplanowane są na kilka lat. Dzisiaj można sprawdzić, że niewiele z nich jeszcze istnieje w sieci, a te, które są, często budzą zażenowanie i zdumienie.

Cały artykuł dostępny jest w 45/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także