Rząd Wielkiej Brytanii poprosił w sobotę wieczorem Unię Europejską o przesunięcie daty brexitu do końca stycznia 2020 roku. Zgodnie z przepisami władze w Londynie wysłały do Brukseli list w tej sprawie. Tymczasem pod listem nie podpisał się premier Boris Johnson. Co więcej, jego nazwisko w ogóle nie pojawia się w dokumencie. Jak donoszą brytyjskie media, odebrano to jako próbę zdystansowania się Johnsona od wniosku. Brytyjski premier wielokrotnie zapewniał, że nie będzie prosił o przesunięcie terminu. Johnson zapewniał, że zrobi wszystko, aby brexit odbył się zgodnie z harmonogramem.
Brytyjscy dziennikarze, m.in. Tim Shipman z "Sunday Times" ujawnili także drugi list, który wysłano z Londynu do Brukseli. Pod tym wnioskiem widnieje podpis Borisa Johnsona. Premier daje w nim do zrozumienia, że uważa przesunięcie terminu głosowania za błąd i że osobiście jest temu przeciwny. Aby uniknąć nieporozumień, trzeci list do Donalda Tuska napisał jeszcze brytyjski ambasador przy UE Tim Barrow tłumacząc, że pierwszy list celowo nie został przez premiera podpisany, a brytyjski rząd był ustawowo zobowiązany do złożenia wniosku o przesunięcie terminu. Na biurko Donalda Tuska wpłynęły zatem w sobotę trzy listy od Brytyjczyków.
Czytaj też:
Wielka Brytania: Izba Gmin znów przesunęła decyzję ws. brexituCzytaj też:
Nieoficjalnie: Lubnauer straci stanowisko szefowej Nowoczesnej