Placówka straceńców. Wstrząsające kulisy zbrodni na sanitariuszkach

Placówka straceńców. Wstrząsające kulisy zbrodni na sanitariuszkach

Dodano: 
Wacław Gluth-Nowowiejski
Wacław Gluth-NowowiejskiŹródło:Fot: Robert Gardziński
- Niemiec, nie zważając na ich białe opaski z czerwonym krzyżem, posłał w ich kierunku serię. Sanitariuszki upadły, ale jemu wciąż było mało. Podszedł do nich i strzelił do każdej z bliska… Trzy wspaniałe dziewczyny zostały zamordowane z zimną krwią… - mówi Wacław Gluth-Nowowiejski.

PIOTR WŁOCZYK: Powstanie Warszawskie wiąże się z niepojętym w zwyczajnych warunkach poświęceniem. Kto przede wszystkim przychodzi panu na myśl w tym kontekście?

WACŁ AW GLUTH-NOWOWIEJSKI: Byliśmy wówczas w Puszczy Kampinoskiej. Oddział nasz miał zaatakować w nocy grupę Niemców stacjonujących w jednej ze wsi. Biegliśmy w ciemnościach po polu łubinu. Odgłos łamanych łodyg zbudził wartownika. Zerwał się, wrzasnął: „Halt!”, strzelił na oślep. I ten jedyny pocisk uderzył w biegnącego obok mnie naszego dowódcę plutonu „Małego Janka” [Jan Dobsch – przyp. red.]. Pocisk trafił w zawieszony na kieszeni bluzy granat. „Mały Janek” chwycił go, by instynktownie odrzucić od siebie, ale… nie zrobił tego. Wokół byliśmy my – jego podkomendni. Przycisnął granat do brzucha i pochylił się. Jednocześnie z wybuchem. Tego bohaterstwa nigdy nie zapomnieliśmy! I to właśnie było prawdziwe poświęcenie.

Okładka książki

Z jakim uzbrojeniem zaczynał pan powstanie?

Dramatycznie marnym. Na 12 chłopców, którzy zdążyli dotrzeć do naszej meliny na Godzinę „W”, przypadła żenująca partia: jeden pistolet maszynowy, cztery pistolety krótkie, dwa karabiny, w tym jeden z I wojny światowej, i drugi… z dwoma magazynkami pocisków. A także 20 granatów… Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby tuż przed powstaniem nie udało się Niemcom odkryć kilku ważnych podziemnych magazynów broni. Był to dla nas cios straszliwy. Ja zacząłem powstanie z parabelką i czterema granatami.

Jak rozumiem, brak broni nie był jednak przeszkodą nie do pokonania?

Największym naszym marzeniem było w końcu dobrać się do Niemców. Marzyliśmy, by odpłacić im za te pięć lat morderstw i męki okupacji! Dwa miesiące przed powstaniem straciłem dwóch starszych braci, zamordowanych na Pawiaku. Wszystkie warszawskie rodziny przechodziły piekło. Marzenie o odwecie było powszechne.

Czytaj też:
Ochotnicy do piekła. Lotnicy na pomoc płonącej Warszawie

W obiekcie, który mieliście zdobywać, czyli szkole gazowej, Niemcy byli na pewno przygotowani na atak powstańców?

O, tak. Ten obiekt wydawał się nie do zdobycia. Wielki budynek, a przed nim duża otwarta przestrzeń. Znaczyło to, że atakujący byliby jak na widelcu. Dookoła bunkry z bronią maszynową. Główne części obiektu otoczone zwojami drutu kolczastego.

(...)

Jak zakończyła się próba zdobycia szkoły gazowej? W jakich okolicznościach doszło do bestialskiego mordu na sanitariuszkach?

Cały wywiad dostępny w najnowszym numerze miesięcznika Historia Do Rzeczy! Już w kioskach!

Cały wywiad dostępny jest w 8/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.